Grecja

środa, 21 czerwca 2017

Niemcy. Berlin (cz.II.)

        To już nasz drugi dzień w Berlinie. Śniadanie, autobus, metro i wysiadka na końcu Unter dem Linden przy Pariser Platz - na wprost Bramy Brandenburskiej. Jest dziewiąta rano. Spoglądam jeszcze tylko na wyniesioną wysoko boginię Viktorię w jej wielkiej kwadrydze i powoli, pomiędzy ogromnymi kolumnami, przechodzimy na drugą stronę. To właśnie tutaj, wczoraj po południu, skończyliśmy zwiedzanie miasta i tutaj dzisiaj zaczniemy ponownie. Ruszamy. Jest piękny dzień, czyste niebo, a do tego nigdzie nie ma tłoku. Nasz plan na dzisiaj jest prosty: długi spacer, być może nawet przez cały dzień, po drodze obiad, jakaś kawka, kilka przystanków na odpoczynek i późnym popołudniem albo nawet i wieczorem powrót do hotelu.
         Zaczynamy więc w okolicy dawnego muru berlińskiego, a potem pieszo spróbujemy ogarnąć zachodnią część miasta, kończąc prawdopodobnie gdzieś w dzielnicy Charlottenburg. Stamtąd zapewne metrem, a dalej już autobusem wrócimy do naszego Kolumbusa przy Genslerstrase. Czas ruszać w drogę, Berlin Zachodni przed nami.

Reichstag - od 1999 roku siedziba niemieckiego Bundestagu. 








Widok od strony zachodniej.





Strase des 17. Juni - czyli ulica 17 Czerwca, kiedyś Charlottenburger Chausse, jedna z najważniejszych ulic Berlina




Polskie akcenty na tutejszych ulicach.

U zbiegu Behrnenstrase i Ebertstrase



Pomnik Pomordowanych Żydów Europy


Plac Poczdamski - jeden z największych i najruchliwszych placów w centrum miasta









Kulturforum -  to wielkie centrum kultury i sztuki niedaleko Potsdamer Platz i Bundesstrase



W tle Filharmonia Berlińska




W wielkim  parku Tiergarten.




.......... doskonałe  miejsce na chwilę odpoczynku.




Kolumna Zwycięstwa w Grosser Tiergarten





Bogini zwycięstwa na szczycie Siegessaule





Groser Stern - centralny plac w Tiergarten (widok na Bramę Brandenburską)





Kościół Pamięci Cesarza Wilhelma przy Kurfurstendamm



Pałac Charlottenburg - wejście od Spandauer Damm

Otto-Suhr-Allee - w tle ratusz dzielnicy Charlottenburg-Wilmersdorf.





         Dostaliśmy trochę kość, ale zobaczyliśmy przynajmniej kawał Berlina. I to jest najważniejsze, o to przecież nam chodziło. Nie forsowaliśmy zbytnio tempa, a i tak na Kurfurstendamm dopadł nas kryzys fizycznej niemocy. I to wszystko w dość zabawnym miejscu, tuż koło teatru, w którym na afiszu wisiały "Przygody dobrego wojaka Szwejka" z Walterem Plathe i Marią Malle w rolach głównych. Wprawdzie nie mogliśmy iść na spektakl, ale mogliśmy tu przynajmniej zjeść obiad. I tak też się stało. Ruchliwa, barwna ulica, dużo fajnych sklepów i knajpek; dobrze wspominam to miejsce. Potem ruszyliśmy na północ, gdzie cicha, lipowa aleja doprowadziła nas pod samą bramę Pałacu Charlottenburg. Nogi poniosły nas jeszcze do ratusza i dopiero tu, przy Richard-Wagner-Platz zeszliśmy w podziemia stacji metra. Godzinę później byliśmy już w hotelu. Zwariowany dzień. Niezapomniany.

cdn.


wtorek, 13 czerwca 2017

Niemcy. Berlin (cz. I.)

         O Berlinie zawsze dużo mówiliśmy tylko, że na gadaniu się kończyło. Aż przyszło lato tamtego roku i zaczął się sierpień, a my nie mieliśmy żadnego planu. Szykowała nam się nuda. Mieliśmy czas i nie mięliśmy pomysłu, aż w końcu, któregoś dnia wróciła  myśl o  berlińskiej eskapadzie. Tak po prostu wieczorową porą, przyszła niespodziewanie, pomiędzy jednym nudnym i drugim nudnym programem telewizyjnym. Była jak błysk pioruna na niebie. I pewnie dlatego, od  tej pory  wszystko toczyło się już błyskawicznie, żadne tam flaki w oleju, ani  lelum polelum. Tak jakby duch nowy w nas wstąpił. Akcja nabierała tempa i rozwijała się  z godziny na godzinę.
         Byłem po prostu w swoim żywiole, lubię to; planowanie, załatwienie i wreszcie  pakowanie. Pyk, pyk, pyk i byliśmy  gotowi. Przed nami prawie pięćset kilometrów drogi - co to jest? No co to jest? Tym bardziej, że mięliśmy dobrą prognozę pogody. Najważniejsze,  więc, że jedziemy. Cieszyliśmy się jak dzieci.
          W locie udało mi się nawet załatwić jakiś kawałek dachu nad głową; skromniutki,  taniutki, ale jednak hotel. Nazywał się  Kolumbus i leżał we wschodniej części miasta u zbiegu   Werneuchener Str. i Genslerstrase; wschodnia dzielnica, czy  zachodnia - nie ważne - ważne, że był. A do tego nieźle położony -  pi razy drzwi -  jakieś siedem kilometrów od Alexanderplaz  i to z dobrym połączeniem autobusowym.
         No cóż, świetny pomysł powiedziałem ja, świetny pomysł powiedziała Ela, wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy  prostą drogą z Opola do Berlina.
Widok z telewizyjnej wieży- to znak rozpoznawczy.


……. więc wjechaliśmy na górę. 




Centrum miasta




Po nami Unter den Linden




Fontanna Neptuna - niedaleko St. Marienkirche





Berliner Dom od strony parku przy Spandauer Strase




….. a tym razem  od strony Unter den Linden




Alte Nationalgalerie




Altes Museum







Bodemuseum




Neue Wache przy Unter den Linden




Katedra św. Jadwigi przy Bebelplatz











Uniwersytet Humboldta




Na rozstaju - w centrum Berlina




To tu spotykają się turyści z całego świata




Brama Brandenburska

Unter den Linden - wracamy do hotelu.






         Nic nie mówiłem, ale jadąc bałem się trochę tego miasta. Sam nie wiem dlaczego, ale tak właśnie było. Może po prostu brak wiedzy, a może jakieś stereotypy z tyłu głowy, taki balast, który człowiek, czasami, wlecze ze sobą albo za sobą. Dobrze, że już po wszystkim. Już mi minęło. Przybyłem, zobaczyłem i zostałem oświecony. Teraz wiem, że Berlin to fajne i przyjazne miasto. Wystarczył tylko jeden dzień i spacer od Alexanderplaz wzdłuż Unter den Linden do Bramy Brandenburskiej by przełamać bariery. Ale najważniejsi w tym wszystkim są ludzie : mili, serdeczni i uprzejmi. Już teraz wiem, że kolejne dwa dni w tym mieście mogą być tylko jeszcze lepsze. Nachodziliśmy się, jesteśmy zmęczeni, wracamy więc do hotelu. Jutro też będzie dzień.


cdn.