Każde spotkanie z Krakowem zaczynamy tradycyjnie od wizyty u naszej Marysi. Tak więc wielkim łukiem najpierw omijamy miasto od południa i mostem Wandy na Wiśle, a potem ulicą Longinusa Podbipięty wjeżdżamy w zielone osiedle aż pod balkon pełen czerwonych pelargonii. Tym razem miało być inaczej. Najpierw spacer po starym Krakowie, a dopiero potem rodzinna nasiadówka. Nawet nie wiem kto to wymyślił – Ela czy ja? Chociaż to i tak nie ma większego znaczenia. Chcieliśmy jedynie coś odmienić, więc odmieniliśmy. Lubię Kraków i Ela też go lubi, wiec razem go lubimy i zapewne dlatego tak dobrze nam się po nim chodzi. Chociaż to „chodzi” to nie jest najlepsze określenie, bo nam się tu raczej najlepiej - chyba jednak - łazi. Lubimy to takie nasze łażenie, odkrytymi już ścieżkami po dawno poznanych miejscach, tak bez pośpiechu i w czasie przerywanym - chwilami - mariackim hejnałem. Taka przyjemna przechadzka.
Barbakan - tu zaczynamy
|
Plac Matejki …….
|
……. i pomnik Grunwaldzki
|
Idziemy do Bramy Floriańskiej
|
Galeria pod chmurką na Pijarskiej
|
Ulica Floriańska
|
...…… a na drugim krańcu Bazylika Mariacka.
|
Sukiennice
|
Zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz, zaczarowany koń
|
Pijalnia czekolady - chwila ochłody, chwila osłody.
|
Pomnik Adama Mickiewicza
|
Pod arkadami
|
Dzisiaj tutaj dzień targowy, różne słyszy się rozmowy.
|
Spotkanie z Piotrem Skrzyneckim.
|
Collegium Maius
|
……. na dziedzińcu
|
Uniwersytet Jagielloński
|
Na ulicy Gołębiej
|
Widok z ulicy Brackiej
|
…….. i znowu na Rynku Głównym.
|
Idziemy na Grodzką.
|
Kościół św. Apostołów Piotra i Pawła.
|
No i wreszcie Wawel
|
Katedra i Kaplica Zygmuntowska
|
Krużganki dziedzińca zamkowego
|
Baszta Sandomierska
|
Rzut okiem z Wawelu na Wisłę.
|
Na Skałce
|
Kazimierz - restauracja Ariel na ulicy Szerokiej
|
Hamsa - Izraeli Restobar
|
To miejsce, gdzie ulica Szeroka wcale już nie jest taka szeroka.
|
Na rogu przy ulicy Miodowej, koło szyldu kupca Abrahama Rattnera dopadło nas w końcu zmęczenie. Mieliśmy jeszcze chęć, ale siły już gdzieś odleciały. - Pół dnia łażenia w pełnym słońcu, po ulubionym Krakowie wystarczy, chyba wystarczy – kołatało mi w głowie. Może i jeszcze byśmy gdzieś podreptali, ale Eli przypomniała się wtedy nasza stara zasada, że „ nie robimy niczego na siłę”. No dobrze, niech tak będzie. Jedno mrugniecie powieki i kompromis między nami był gotowy. Nie ma co, jedziemy więc do Marysi, czas najwyższy. Uwielbiam te spotkania.