Tej nocy jesień przemieniła się w zimę. Stanąłem rano w oknie i nie mogłem wyjść ze zdumienia. Na dachach śnieg, na polach śnieg, a drzewa i stoki były teraz pobielone. Podekscytowany obudziłem więc Elę i staliśmy tak oboje. Nikt nic nie mówił, ale chyba to samo chodziło nam po głowie.
– No to co, idziemy na ten Śnieżnik? - zapytała nieśmiało. - Damy radę, czy lepiej nie ryzykować?
– Wiesz co, najlepiej będzie jak sprawdzę to empirycznie, a dopiero potem pogadamy - odpowiedziałem.
I zanim padło kolejne pytanie wskoczyłem szybko w dresy i zbiegłem na parter, a chwilę później wyszedłem przed hotel. Orzeźwiające powietrze, wschodzące słońce zza góry i pionowy dym z komina sąsiedniego domu były znakiem na to, że to raczej będzie dobry dzień; tak mi się zdawało. Szybko więc zrobiłem zwrot i susami, po schodach, pognałem z powrotem. Gdy zadyszany wszedłem, ona zaczynała już pakowanie plecaka. – Mam rację? – zapytała zerkając przewrotnie w moją stronę. Tak masz rację, idziemy i nie ma się na co oglądać – odpowiedziałem.
…………………………………………………………………………………………………………...
Nasza trasa: hotel Morawa – stary wapiennik – Kletno – wejście na żółty szlak – Jaskinia Niedźwiedzia – szlak wzdłuż potoku Kleśnicy – Przełęcz Śnieżnicka (punkt zejścia szlaków: żółty, czerwony, zielony i niebieski) – wejście na szlak czerwony – schronisko Na Śnieżniku – Śnieżnik – w sumie 11 kilometrów.
– No to co, idziemy na ten Śnieżnik? - zapytała nieśmiało. - Damy radę, czy lepiej nie ryzykować?
– Wiesz co, najlepiej będzie jak sprawdzę to empirycznie, a dopiero potem pogadamy - odpowiedziałem.
I zanim padło kolejne pytanie wskoczyłem szybko w dresy i zbiegłem na parter, a chwilę później wyszedłem przed hotel. Orzeźwiające powietrze, wschodzące słońce zza góry i pionowy dym z komina sąsiedniego domu były znakiem na to, że to raczej będzie dobry dzień; tak mi się zdawało. Szybko więc zrobiłem zwrot i susami, po schodach, pognałem z powrotem. Gdy zadyszany wszedłem, ona zaczynała już pakowanie plecaka. – Mam rację? – zapytała zerkając przewrotnie w moją stronę. Tak masz rację, idziemy i nie ma się na co oglądać – odpowiedziałem.
…………………………………………………………………………………………………………...
Nasza trasa: hotel Morawa – stary wapiennik – Kletno – wejście na żółty szlak – Jaskinia Niedźwiedzia – szlak wzdłuż potoku Kleśnicy – Przełęcz Śnieżnicka (punkt zejścia szlaków: żółty, czerwony, zielony i niebieski) – wejście na szlak czerwony – schronisko Na Śnieżniku – Śnieżnik – w sumie 11 kilometrów.
……………………………………………………………………………………………………………
Wczesny poranek - ruszamy na Śnieżnik
|
Pionowy dym z komina to dobry znak.
|
Stary wapiennik.
|
Kletno
|
Śniegu coraz więcej.
|
To już tereny rezerwatu.
|
Nad strumieniem.
|
Niestety nie mamy rezerwacji - wejdziemy więc w drodze powrotnej.
|
….. coraz bardziej zaśnieżone dukty, ale i tak idziemy dalej.
|
.... za Malinowym Potokiem.
|
Leśne roboty.
|
… i droga jeszcze trudniejsza
|
… a śnieg coraz większy.
|
Na rozdrożu - weszliśmy na czerwony szlak.
|
Wreszcie zza zakrętu wyłoniło się schronisko.
|
Tu dopadło nas prawdziwe zmęczenie; dopiero gorąca herbata postawiła nas na nogi.
|
Zgodnie z planem, przy zejściu, ponownie w Jaskini Niedźwiedziej.
|
... tym razem, z przewodnikiem, weszliśmy do wnętrza góry.
|
Słońce znowu było z nami.
|
Zbliża się wieczór, wreszcie dotarliśmy do hotelu.
|
Na rozwidleniu szlaków, tam gdzie żółty spotyka się z czerwonym, byliśmy już zmęczeni. Dostaliśmy w kość. Strome podejście w kopnym śniegu, przez spore zaspy wymagało sił, ale i roztropności. Na szczęście chłód nie był zbyt dokuczliwy, a promienie słońca wśród świerkowych konarów dodawały otuchy i wiary, że jakoś sobie poradzimy. I tak też się stało. Gorąca herbata w schronisku była i nagrodą i lekiem dla ciała, i duszy po tym wszystkim co przeszliśmy do tej pory.
Zejście było już inne, ale to nie znaczy, że łatwiejsze. Mróz zaczął się wzmagać, a wiatr stawał się, z każda chwilą, coraz bardziej kąśliwy i dlatego przystanek w Jaskini Niedźwiedziej był dla nas zbawieniem.
Dzień już dobiegał końca, gdy pojawiły się wreszcie na horyzoncie pierwsze dachy domów w dolinie. Marzyłem wtedy o cieplej kąpieli. Ela nic nie mówiła, więc szliśmy tak obok siebie, miarowym krokiem, trzymając się za ręce - chwilami przez zaspy - w skrzypiącym pod stopami śniegu.