Grecja

sobota, 15 marca 2014

Chorwacja po raz drugi - Orebić na półwyspie Peljeśac.

Trasa dojazdu: Opole - Ołomuniec - Brno - Mikulov (Czechy) - Poysdorf - Wiedeń - Graz - Mureck (Austria) - Lenart - Ptuj (Słowenia) - Vukmanicki Cerovac pod Karlovacem (nocleg) - Ston – Orebić - 1405 kilometrów

Propozycje na miejscu: piesza wycieczka – Orebić i okolica, rejs na wyspę Korčula – miasteczka: Korčula - Vela Luka i Lumbarda , włóczęga po półwyspie – tutejsze winiarnie, a potem – Trpanj – Janina i Ston, wypad do Loviste, całodniowy wyjazd do Dubrownika.

Droga powrotna: Orebić - Trpanj (prom) - Ploce - Karlovac (Chorwacja) - Ptuj - Lenart (Słowenia) - Kalsdorf bei Graz (nocleg-Oekotel) - Graz - Mariazell (przystanek/zwiedzanie) - Melk (przystanek/zwiedzanie) - Krems (Austria) - Brno - Ołomuniec - Bruntal - Krnov (Czechy) – Opole - 1340 kilometrów. 
…………………………………………………………………………………………………………...
    Był 3 czerwca, piąta rano gdy ruszyliśmy na trasę. Przed nami tym razem było nieco ponad 1400 kilometrów. Tak czy siak szykowała się długa i męcząca podróż. Wiedziałem o tym od początku i dlatego, jeszcze przed wyjazdem, postanowiłem to podzielić. To był najważniejszy wniosek z lekcji jaką dostaliśmy w ubiegłym roku. Doświadczenie było n tyle bolesne, że postanowiłem już tego nie powtarzać. Jechaliśmy wtedy, bez przerwy, przez całą noc, a potem jeszcze do połowy kolejnego dnia. To było trudne przeżycie. Wprawdzie nikt nie narzekał, ale wiem, że tak właśnie było. Trzeba więc szukać kompromisu – pomyślałem. Zadzwoniłem do Jurka, a on niemalże z marszu załatwił nam nocleg u swojej znajomej pod Karlovacem. Byłem szczęśliwy, bo to naprawdę rozwiązywało nam wiele problemów. Zdawałem sobie sprawę, że nawet jeżeli jest dwóch kierowców i można jechać na zmianę to i tak, taka przerwa, ma sens. Już dawno zrozumiałem, że wakacyjny wyjazd powinien mieć w sobie coś i z rozsądku i z przyjemności zarazem. Bicie rekordów czasu i odległości to nie jest dobry pomysł. Znam takich, którzy do Czarnogóry jechali bez przerwy, by na koniec przysnąć i złapać mandat na czerwonym świetle, ale znałem także i takich, którzy jechali, i niestety, ale nie dojechali. Po co, wiec gnać na łeb na szyję, podpierać powieki zapałkami i popisywać się wątpliwymi rekordami. - Bądź rozsądny i nie rób głupot, tam są góry, to nie są żarty – powiedział mi kiedyś przyjaciel. I tego się trzymam.
Na chorwackiej autostradzie - nareszcie Adriatyk


Przed nami coraz wyższe góry.




Tu skończyła się autostrada - na styku z Baśnią. 




Delta Neretvy




Przed nami Orebić.




 Prom na Korćulę - widok z naszego balkonu.

Półwysep Peljesać 




O poranku.



Marina w Orebiću.




Klasztor na skale



Widok na Korćulę i sąsiednie wysepki.




Przyklasztorny cmentarz.




Pod nami korćulański kanał.




Ładujemy się na prom w Orebiću




Korćula - główna brama miejska. 



Średniowieczne fortyfikacje. 



Plaża w Lumbardzie.




Domy i ogrody




Znowu Orebić




Ston -  to brama na półwysep Peljesać.




Widok z murów obronnych.




Słoneczna fabryka  soli morskiej.




Plaże na południowej stronie półwyspu.




Widok na kanał oddzielający półwysep Peljesać od wyspy Korćula.




Loviste - maleńka wioska nad zatoką.



Coraz bardziej na południe.



Dubrownik



Zachodnia brama do miasta



Wielka Fontanna Onufrego



Kościół przy Stradunie



Stary port



Pałac Rektorów.




Mury obronne.




 Port w Trpanj - stąd wypływamy do Ploće.



Coraz dalej od morza.




Chorwacka autocesta A1 - wracamy do Polski






     To były udane wakacje, czas wracać więc do domu. Przezornie, znowu podzieliłem trasę na pół, wprawdzie nieco inaczej, ale jednak. Około południa dowlekliśmy się do autostrady i od tej pory wszystko się zmieniło. Skończyło się morze, skończyły góry, a zaczęła monotonna jazda po równej jak stół drodze. Przed nami ponad 600 kilometrów do hotelu w Kalsdorf bei Graz w Styrii. Nie mam siły ani ochoty, aby ciągnąć gdzieś dalej. To właśnie pod Grazem zrobimy przerwę na: nocleg, a potem rankiem, znowu, ruszymy w drogę – taki jest plan. Prawie dziesięć godzin za kierownicą wywołuje we mnie awersje do mojego ulubionego chevroleta. Kiedy jednak się wyśpię, wezmę kąpiel i zjem śniadanie znowu chyba się polubimy. Możemy ponownie gnać gdzieś, do jakiegoś następnego hotelu, za jakimiś następnymi górami. Lubię jazdę, kiedy jestem świeży i wypoczęty.
    No i znowu od wschodu przyszło słońce. Była siódma rano, gdy na masce samochodu rozłożyłem mapę i zacząłem analizować drogę do Polski przez Alpy. Znudziła mnie już ta trasa na Wiedeń – Mikulov; potrzebowałem jakiejś odmiany, czegoś zupełnie nowego. I wtedy w niewidzialny dla mnie sposób, podeszła do mnie Ela, klepnęła w plecy i poczęstowała radosnym uśmiechem, a potem wścibiła nos w mapę tak jakby chciała zostać moją wspólniczką. W zasadzie wszystko miałem gotowe, więc w pięć minut zamknęliśmy temat. A plan był taki: przez tunel pod Grazem pojedziemy do Mariazell, potem w kierunku na Melk i Krems czyli przez niezbyt wysokie, ale za to urocze Alpy Turnitzkie wprost do Doliny Wachau, a stamtąd w kierunku czeskiego Znojmo i dalej do Brna. Stąd już mięliśmy niedaleko do Ołomuńca i do polskiej granicy. To był bardzo dobry pomysł i nigdy go nie żałowałem.

5 komentarzy:

  1. Świetna relacja - ciekawa i obrazowa! Dobrze się czyta i ogląda!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawa relacja, już za 2 tygodnie będę miała okazję zwiedzić te wszystkie miejsca :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń