Grecja

wtorek, 10 grudnia 2019

Skarby Dolnego Śląska. Pałac w Wojanowie.

      Była pierwsza w południe, gdy z wąskiej lokalnej drogi zobaczyłem czerwone dachy pałacu nad zieloną linią liściastego lasu. Jechaliśmy równiną, otoczoną zewsząd górami: od północy Kaczawskimi, od zachodu Izerskimi, od południa Karkonoszami, a od wschodu  Rudawami. Byliśmy na terenie Kotliny Jeleniogórskiej: uroczym i ciekawym kawałku Polski. Uroczym, bo ładne tu  krajobrazy, a ciekawym, bo sporo tu śladów z zamierzchłej przeszłości.
    To właśnie w tych okolicach znajduje się około trzydziestu zamków, pałaców i dworów. Wiele spośród nich jest ciągle w ruinie i być może tak pozostanie na zawsze. Niektóre dostały już swoje kolejne życie, a jeszcze inne są w trakcie reanimacji albo jak kto woli renowacji. Tak czy siak wiele się tu dzieje. Jedenaście spośród nich zostało wpisanych do rejestru Pomników Historii Prezydenta RP pod nazwą "Pałace i parki krajobrazowe Kotliny Jeleniogórskiej". I to właśnie to, nas tu dzisiaj zwabiło, a konkretnie dwa z tej listy: pierwszy znajduje się w Wojanowie, a drugi w Karpnikach.
  Na pałacowym dziedzińcu witała nas strzelista fontanna i kolorowe rabaty, a w recepcji uśmiechnięta, miła pani. Była uprzejma, wiedziała, że będziemy i miała przygotowany dla nas  pokój; skromny, ale wygodny. Tak więc weekend dobrze się zaczął.
   Pół godziny później rozsiadłem się w fotelu, z historią tej posiadłości w ręku. Coś, przecież musieliśmy wiedzieć o miejscu, w którym zupełnie nieoczekiwanie mieliśmy spędzić dwa najbliższe dni. 
Wojanów
Pałac w Wojanowie



     Kronikarze mówią, że wszystko zaczęło się tu w XIII wieku, od  zamku obronnego. Na początku siedemnastego wieku powstał w tym miejscu renesansowy dwór, potem zrobiła się z tego barokowa rezydencja, którą w końcu przebudowano na pałac w stylu neogotyckim z dobudowanym piętrem i narożnymi wieżami. I to jest to co teraz możemy - po renowacji - oglądać. 




Od wieków rządzili   tu  jeleniogórscy patrycjusze, a potem  pruska arystokracja.































Urody tej posiadłości zawsze dodawał i dzisiaj także dodaje, dobrze utrzymany - park krajobrazowy.





















Za chwilę  ruszamy znowu w drogę, tym razem pojedziemy  do zamku w Karpnikach.





     To był udany weekend. Kilka dni świadomego lenistwa, bez jakiejkolwiek potrzeby ekscytacji i zbędnego poszukiwania już dawno odkrytych i odgadnionych tajemnic. A świat duchów to także nie była nasza bajka. Nie po to tu przyjechaliśmy.
  Pałacowe wnętrza, folwarczne zakątki, basen, restauracja i ładny park w zupełności nam wystarczały, a jakiekolwiek  przekraczanie tych granic, stawało się dla nas zupełnie niepotrzebne. Tak nam się przynajmniej wydawało. I to do chwili, gdy zupełnie bez uprzedzenia i tak jakoś chyba bezwiednie, wpisano nas w spektakl polsko - angielskiego wesela; z udziałem korowodów, bryczek zaprzęgniętych w kare konie i w nocnych bajecznych fajerwerków.
    Kolejny ranek był piękny, ale poprzednia noc jeszcze piękniejsza. To były niezapomniane chwile. Czas dobiegał końca, musieliśmy jechać dalej.