Telefon odezwał się o szóstej. – Czas wstawać – pomyślałem. W głowie miałem jeszcze strzępki jakiegoś snu. Nie pamiętałem, ale to nie mógł to być zły sen. Odrzuciłem kołdrę i cicho na palcach ruszyłem w stronę łazienki. Ela ciągle spała z delikatnym uśmiechem na twarzy. Tak jakby kompletnie zapomniała, że wybieramy się dzisiaj w góry.
Godzinę późnej jedliśmy już śniadanie. Za oknem zaświeciło słońce i nadzieja na dobrą pogodę. Ulżyło mi. Bałem się deszczu, a jeszcze bardziej zimna. Szczęście nam jednak sprzyjało. Idziemy dzisiaj z Międzygórza na Śnieżnik (1426 m n.p.m.), to około dziewięciu kilometrów i jakieś cztery godziny marszu w jedną stronę. W spożywczym, na rogu kupiłem świeże bułki, Ela zrobiła kanapki i z wypchanym plecakiem wyszedłem nareszcie z pensjonatu. Nie musiałem nawet spoglądać na mapę. Doskonale wiedziałem, w którą drogę powinniśmy wejść.
Godzinę późnej jedliśmy już śniadanie. Za oknem zaświeciło słońce i nadzieja na dobrą pogodę. Ulżyło mi. Bałem się deszczu, a jeszcze bardziej zimna. Szczęście nam jednak sprzyjało. Idziemy dzisiaj z Międzygórza na Śnieżnik (1426 m n.p.m.), to około dziewięciu kilometrów i jakieś cztery godziny marszu w jedną stronę. W spożywczym, na rogu kupiłem świeże bułki, Ela zrobiła kanapki i z wypchanym plecakiem wyszedłem nareszcie z pensjonatu. Nie musiałem nawet spoglądać na mapę. Doskonale wiedziałem, w którą drogę powinniśmy wejść.
Z ulicy Sanatoryjnej skręciliśmy w Śnieżną i tak zaczęliśmy wędrówkę.
|
…. przez pierwsze dwa kilometry – byliśmy na niebieskim
szlaku.
|
…..
wzdłuż strumienia Wilczka
|
Tu szlak przechodził z
niebieskiego w czerwony – 5 kilometrów
do schroniska.
|
Na szczęście sporo tu cienia – dobre warunki do górskiej włóczęgi.
|
Podejście - od północnej
strony.
|
Dochodziła jedenasta, gdy zobaczyliśmy z daleka dach drewnianego
budynku.
|
Jeszcze tylko kilka kroków i tuż obok płotu, weszliśmy na Halę pod Śnieżnikiem. Schronisko znajduje się na wysokości 1218 m n.p.m., na odkrytym, zachodnim stoku góry. Główną jego część stanowi tzw. szwajcarka – typowa turystyczna stanica z drugiej połowy XIX w. - ufundowana (w roku 1871) przez księżniczkę Mariannę Orańską. To jedno z najstarszych schronisk na ziemiach polskich. Z punktu widokowego rozciąga się ładna panorama na rozległą dolinę i pobliskie szczyty.
Od tego miejsca szliśmy już tylko zielonym
szlakiem - do końca aż na
sam szczyt.
|
Spojrzałem na zegarek, była 12.30
- dotarliśmy do celu.
|
Tu kiedyś była pieczątka
dla klubowiczów Korony Gór Polski, teraz
zostały tylko jej resztki.
|
To nie było trudne podejście. Wprawdzie gór nigdy nie należy lekceważyć i ja doskonale o tym wiem, ale trzeba też umieć się nimi cieszyć. Tak, tak cieszyć, pamiętając także i o tym, że potrafią być groźne i nieobliczalne, że tutaj wszystko może się zmienić w kilka minut i niespodziewanie uderzyć: wiatrem, deszczem, piorunem i przejmującym chłodem. Zaskoczyć i sponiewierać człowieka, odebrać mu siły, wolę i zepchnąć na skraj fizycznej wytrzymałości. Tym razem jednak tak nie było. Dostaliśmy prezent. Góry się do nas uśmiechnęły tak jak i uśmiechali się ludzie, których po drodze mijaliśmy.
Ela wyjęła z plecaka kolejną kanapkę i podzieliła się ze mną. Usiedliśmy po turecku obok siebie i w ciszy wpatrywaliśmy się w pomazane słońcem bliższe i dalsze szczyty. Było cudownie.