Grecja

piątek, 31 sierpnia 2018

Włochy. Wenecja (cz.II.)

        To już drugi dzień w Wenecji. O ósmej rano nasza łódź przepłynęła obok Chiesa di San Georgio Maggiore i kilka minut później przybiliśmy do brzegu przy Riva degli Schiavoni. Miasto było już inne niż wczoraj, bardziej bliskie i oswojone; pod stopami czułem teraz pewny grunt. Wiedzieliśmy doskonale gdzie i jak zacząć w Wenecji kolejny dzień. Minęliśmy kolumny św. Marka i Teodora, a tuż przed dzwonnicą – na rogu budynku - skręciliśmy w lewo. Nasz stolik w Caffe Aurora był wolny, tak jakby ktoś wiedział, że zaraz przyjdziemy. Kelner uśmiechnął się - na nasz widok - już z daleka, podszedł i szybko przyjął zamówienie. Rozsiadłem się więc wygodnie celebrując powitanie dnia w tym tak niezwykłym miejscu. Plac św. Marka jak scena wielkiego teatru, wypełniał się ciągle nowymi aktorami i coraz to bardziej ostrym światłem wschodzącego słońca, a mnie flegmatyczne cedzenie porannej kawy i obserwacja ludzi sprawiały coraz to większą przyjemność. Tak zaczął się nasz kolejny dzień w Wenecji.
        Wczoraj złaziliśmy południową część miasta: od mostu Rialto aż po Basilica di Santa Maria Della Salute, Palazzo Ducale i Ponte Sospiri, a ponadto poznaliśmy fajnego gondoliera, który wypłynął z nami na Canal Grande, a potem pokazał, tajemne miejsca i zaułki San Polo.
Wenecja w porannym słońcu



Dzisiaj będzie inaczej: przejdziemy pieszo przez całą Wenecję: z Placu św. Marka aż do dworca kolejowego Stazione di Venezia Santa Lucia na północy wyspy, a stamtąd tramwajem wodnym (vaporetto) wrócimy - płynąc Canale Grande - do nabrzeża przy Riva degli Schiavoni w okolice pomnika króla Vittorio Emanuele. Ela przyklepała ten plan w pełni świadoma, że to przecież kawał drogi no i spory – bądź co bądź - wysiłek. Cieszyła się jednak jak dziecko, a ja razem z nią. Ruszamy.
Basilica di San Marco



Campanile



W podcieniach Palazzo Ducale


Most Westchnień






Widok z Ponte Della Paglia



Tak szliśmy we dwoje przez całe miasto;  od Calle del Scaleter do Palazzo Foscari Conterini.















Ponte degli Scalzi





Canal Grande koło dworca kolejowego




Chiesa di San Simone Piccolo



Weneckie tramwaje wodne (vaporetto)




Canal Grande - płyniemy wzdłuż Santa Croce.




Przystanek przy Riva de Biasio




Czasem jest tu tłoczno 




Wenecja
Muzeum Historii Naturalnej




Ca’Pesaro – Galeria Sztuki Nowoczesnej i Muzeum Sztuki Orientalnej




Campo della  Pescaria




Targ rybny




Przystanek przy FondamentaVin Castello




 Gondolierzy na Canal Grande




Słynny most Rialto




Okolice Campo di san Silvestro




Kolejny przystanek – tym razem przy San Silvestro Papa




Palazzo Querini Dubois




Tu Canal Grande odchodzi w lewo, w stronę otwartej laguny.……………..




……i tak dotarliśmy do Ponte dell’Accademia




Basilica di Santa Maria Della Salute



Za przystankiem Santa Maria del Giglio widok jak na festynie;  mnóstwo łodzi  i rozbawionych  turystów. Szampańska zabawa.  














To już  koniec naszej dzisiejszej wędrówki.



Nadchodzi zmierzch

……. I ostatnie spojrzenie na Wenecję. Odpływamy, tak spełnił się sen.





         Było już późne popołudnie i czuliśmy zmęczenie, powinniśmy coś zjeść, napić się, a przede wszystkim odpocząć. Kawał drogi był za nami i kiedy za Calle Lugna zobaczyłem kamienny most ulżyło mi. Przeszliśmy na drugą stronę Canal Grande i za Chiesa di Santa Maria di Nazareth weszliśmy do restauracji o nazwie Ai Scalzi. Byliśmy uratowani. Wprawdzie dworzec kolejowy, cel naszego spaceru, mięliśmy w zasięgu ręki, ale nogi poniosły nas najpierw tam, skąd dochodziły zapachy kuchni; zwyciężyły więc ludzki słabości.
         Przez te spacery Wenecja stawała się nam coraz bliższa, a droga powrotna - tramwajem wodnym - przez całe miasto, szerokim jak autostrada Canale Grande, miała być najbardziej romantyczną chwilą w tej całej podróży. I tak też się stało: po obiedzie i obejrzeniu dworca wsiedliśmy na pokład tramwaju wodnego numer 2 i popłynęliśmy, na południe, w stronę Placu św. Marka. Nie było tłoku, nie było zgiełku, było za to sentymentalnie. Koło mostu Rialto – przy zachodzącym już słońcu - zobaczyłem jak gondolierzy w słomkowych kapeluszach i pasiastych koszulkach stoją nieruchomo na rufach błyszczących gondoli; scena jak z filmu - fenomenalna.
        Siedzieliśmy więc tak sobie, we dwoje na dziobie vapotetto, zapatrzeni w Wenecję aż do ostatniego przystanku na Riva degli Schiavoni. Dzień się kończył, a słońce - razem z nami -  żegnało cudowne miasto.

sobota, 4 sierpnia 2018

Włochy. Wenecja* (cz. I.)


        Zawsze myślałem o Wenecji i wiem, że Ela też o niej myślała. Nigdy jej tego nie mówiłem, ale  któregoś dnia i tak wszystko się wydało. Czytałem coś o Hemingwayu, o jego nieudanej weneckiej miłości i jeszcze bardziej nieudanej powieści z tego czasu, o uczuciowej katastrofie i literackiej porażce. I wtedy wbiło mnie w fotel, bo nigdy o tym jakoś nie słyszałem. Lubię Hemingwaya i jego powieści, znam jego biografię, ale ta sprawa gdzieś mi umknęła. Tak zupełnie bezwiednie spytałem, więc o to Elę, spytałem czy zna tę historię i być może tamtą jego powieść „Za rzekę, w cień drzew”, ale nie znała. I tak zaczęła się po raz pierwszy nasza rozmowa o Hemingwayu i o Wenecji, a jeszcze potem już tylko o Wenecji, wyłącznie o Wenecji i jedynie o Wenecji.
– Ty wiesz, że zawsze marzyłam o tym żeby kiedyś tam pojechać – przyznała się z rozbrajającą szczerością.
- Korci mnie i to już od dawna i chciałam o tym pogadać – wyrzuciła z siebie jednym tchem. - Podobno wszyscy już tam byli, tylko nie my, ciekawe dlaczego? - I kurcze – wiesz co? - wcale nie chodzi mi o te place i pałace. Wiesz o co mi chodzi? Chodzi mi o to, że tak po prostu chciałabym, napić się kawy w jakieś knajpce w Wenecji, w jakimś fajnym miejscu, gdzie bylibyśmy tylko ty i ja. - Kapujesz? No, a potem poszlibyśmy na długi spacer i wieczorem na dobrą kolację, która mogłaby skończyć się nad ranem. To wszystko. Oto całe moje marzenie o Wenecji. Acha, i dobrze by było, gdyby nie było tych cholernych tłumów, o których ciągle tyle piszą – skończyła z taką miną, tak jakby miała pewność, że już mnie przekonała.

Pół roku później we wrześniowy, słoneczny poranek siedzieliśmy przy stoliku w Cafe Aurora na Placu św. Marka. Kelner miał nienaganne maniery, brylantynowane włosy i ciemne okulary. Był uprzejmy, podał nam kawę i szybko się oddalił. Od strony Cafe Chioggia dobiegały dźwięki niezniszczalnych szlagierów, a my zaczynaliśmy nasze spotkanie z Wenecją.
Poranna kawa w Cafe Aurora na Placu św. Marka



Cafe Chioggia - tu zawsze płynie muzyka



W tym miejscu dla każdego przybysza zaczyna się Wenecja.




Wejście do  Campaniele di San Marco.


Plac św. Marka - jeszcze (dzisiaj) nie zatłoczony.


Poranny chłód odchodzi i coraz więcej tu słońca.


Torre del'Oralgio.


W pasażu za dzwonnicą: sklepy, kawiarnie i restauracje.




Basilica di San Marco.


Na dziedzińcu Pałacu Dożów.


Palazzo Ducale.


Della Carta.


Zbiory i wyposażenie w największym pałacu Republiki Weneckiej.












….. a w południe - ku naszemu zdumieniu - zalało cały plac i zaczęły się spacery po drewnianych pomostach.


Najbardziej znany most w Wenecji - Ponte di Rialto. 


Grand Canal.


…… dalej nogi poniosły nas pośród uliczki dzielnicy San Polo.


Nawet, gdy jeszcze nie ma karnawału, można tu i ówdzie poznać jego smak. 










….. i tak znaleźliśmy się w labiryncie wąskich uliczek Wenecji, tej chyba - jednak - trochę mniej znanej.




U zbiegu Calle Perdon i Calle dei Maloni można dobrze zjeść i wprost z restauracji wsiąść na gondolę. 






To było miłe, oczekiwane i wymarzone; płynęliśmy wśród starych domów i pałaców, najpierw wąskimi kanałami …….


..………. a potem szerokim jak autostrada Grand Canal.




..…. inaczej jest widzieć weneckie palace z brzegu albo z ulicy, a zupełnie inaczej z płynącej gondoli.




I tak kończy nam się pierwszy dzień w Wenecji, powoli nadchodzi wieczór, a więc  czas  pomyśleć o kolacji.





          Orkiestra w Cafe Chioggia ciągle grała, a ja czułem już zmęczenie. To ludzka słabość aż strach było się przyznać. Za to Ela była chyba mocniejsza, tak jakby wieczór miał dla niej być nowym wyzwaniem; dla mnie jakimś przedsionkiem do snu, a dla niej do nocnej zabawy. Słońce kładło już ostatnie ostre promienie na Lido, a my szliśmy za głosem włoskich szlagierów w stronę kolumny św. Marka i św. Taeodora w nadzieji, że na Riva degli Schiavoni znajdziemy jakiś wolny stolik. Zamykaliśmy wiec koło, wracając do miejsca gdzie przywitał nas dzisiaj poranek. Oczarowani Wenecją szukaliśmy ostatniego przystanku tego dnia. I znaleźliśmy. Kiedy wreszcie na stoliku pojawiły się dwa wysokie kieliszki pomarańczowego amaro poczułem ulgę. Szczęście było dzisiaj z nami od rana aż do teraz. Wokoło ludzie, zachodzące słońce, muzyka i my – we dwoje, tak jak kiedyś wymarzyła to sobie Ela.

cdn.


Wenecja* (wł. Venezia, łac. Venetia ) – miasto i gmina na północy Włoch nad Adriatykiem, stolica regionu Wenecja Euganejska. Ludność Wenecji w granicach administracyjnych wynosi około 270 tys. mieszkańców, z czego większość mieszka na lądzie stałym, ale historyczne centrum to jedynie niecałe 60 tys. Przez ponad tysiąc lat (726–1797) miasto było stolicą niezależnej Republiki Weneckiej, morskiej i handlowej potęgi Morza Śródziemnego. Z okresu największego rozkwitu Republiki (XIII-XVI wiek) pochodzą liczne zabytki miasta, których bogactwo i forma decyduje o wielkim znaczeniu Wenecji jako ośrodka turystyki nie tylko Włoch, ale też w skali światowej. Zabytki te, tworząc unikatowy zespół urbanistyczny miasta, sieci kanałów i mostów, stanowią o uznaniu Wenecji za jedną z najcenniejszych pozycji na liście światowego dziedzictwa ludzkości. Wenecja to miasto położone na licznych bagnistych wyspach Laguny Weneckiej, to miasto kanałów. Transport odbywa się tu drogą wodną lub pieszo. Ruch samochodowy możliwy jest tylko na obrzeżach. Najpopularniejszym środkiem lokomocji jest tu vaporetto (tramwaj wodny). Obecnie Wenecja jest ustawicznie podtapiana, a stare budynki, atakowane przez zanieczyszczone morze, ulegają ciągłemu niszczeniu. Historyczna część Wenecji pełni głównie funkcje turystyczne. Patronem miasta od wieków jest święty Marek.