Grecja

poniedziałek, 1 października 2018

Kraków - ulubione miejsca.

         Każde spotkanie z Krakowem zaczynamy tradycyjnie od wizyty u naszej Marysi. Tak więc wielkim łukiem najpierw omijamy miasto od południa i mostem Wandy na Wiśle, a potem ulicą Longinusa Podbipięty wjeżdżamy w zielone osiedle aż pod balkon pełen czerwonych pelargonii. Tym razem miało być inaczej. Najpierw spacer po starym Krakowie, a dopiero potem rodzinna nasiadówka. Nawet nie wiem kto to wymyślił – Ela czy ja? Chociaż to i tak nie ma większego znaczenia. Chcieliśmy jedynie coś odmienić, więc odmieniliśmy. Lubię Kraków i Ela też go lubi, wiec razem go lubimy i zapewne dlatego tak dobrze nam się po nim chodzi. Chociaż to „chodzi”  to nie jest  najlepsze określenie, bo nam się tu raczej najlepiej -  chyba jednak  -  łazi. Lubimy to takie  nasze łażenie, odkrytymi już ścieżkami po dawno poznanych miejscach, tak bez pośpiechu i w czasie przerywanym - chwilami -  mariackim hejnałem. Taka przyjemna przechadzka. 

Barbakan - tu zaczynamy



Plac Matejki …….

……. i pomnik Grunwaldzki 



Idziemy do Bramy Floriańskiej




Galeria pod chmurką na Pijarskiej




Ulica Floriańska




...…… a na drugim krańcu Bazylika Mariacka.








Sukiennice



Zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz, zaczarowany koń




Pijalnia czekolady - chwila ochłody, chwila osłody.



Pomnik Adama Mickiewicza



Pod arkadami

Dzisiaj tutaj dzień targowy, różne słyszy się rozmowy.




Spotkanie z Piotrem Skrzyneckim.




Collegium Maius



……. na dziedzińcu





Uniwersytet Jagielloński 





Na ulicy Gołębiej



Widok z ulicy Brackiej



…….. i znowu na Rynku Głównym.



Idziemy na Grodzką. 

Kościół św. Apostołów Piotra i Pawła. 




No i wreszcie Wawel



Katedra i Kaplica Zygmuntowska



Krużganki dziedzińca zamkowego




Baszta Sandomierska




Rzut okiem z Wawelu na Wisłę. 



Na Skałce



Kazimierz - restauracja Ariel na ulicy Szerokiej

Hamsa - Izraeli Restobar



To miejsce, gdzie ulica Szeroka wcale już nie jest taka szeroka. 




 
         Na rogu przy ulicy Miodowej, koło szyldu kupca Abrahama Rattnera dopadło nas w końcu zmęczenie. Mieliśmy jeszcze chęć, ale siły już gdzieś odleciały. - Pół dnia łażenia w pełnym słońcu, po ulubionym Krakowie wystarczy, chyba wystarczy – kołatało mi w głowie. Może i jeszcze byśmy gdzieś podreptali, ale Eli przypomniała się wtedy nasza stara zasada, że „ nie robimy niczego na siłę”. No dobrze, niech tak będzie. Jedno mrugniecie powieki i kompromis między nami był gotowy. Nie ma co, jedziemy więc do Marysi, czas najwyższy.  Uwielbiam te spotkania.