Grecja

czwartek, 2 maja 2019

Grecja. Kreta - idziemy do Plakias.

    Odkrywanie Krety to prawdziwa przyjemność. Między wioskami, a miasteczkami jest przestrzeń, chwytających za gardło widoków, obrazów wypełnionych przez: góry, doliny, wąwozy, równiny, spadające do morza klify, a także łagodne piaszczyste plaże. Są też okolice jałowe, wypalone od słońca, pokryte wystygłą lawą, ale również i zielone połacie z lasami, gajami oraz krzewami porośnięte przez: dęby, buki, graby, świerki, sosny, a także cyprysy, palmy, oleandry, opuncje i agawy.
    Kreta to wyspa, która wabi i zaskakuje różnorodnością, jest piękna, ale także surowa, a czasami nawet i groźna. Nie sposób ją poznać w tydzień czy dwa; jest rozległa, a w wielu miejscach nawet trudnodostępna. Najlepiej mieć wiedzę o tych sprawach i plan jakiegoś, mniej lub bardziej, sensownego działania. Jeżeli jednak, rzeczywiście, czasu nie ma zbyt wiele, trzeba po prostu dokonywać wyboru. To kwestia decyzji. I właśnie na tej zasadzie wybraliśmy południowe wybrzeże w zachodniej części wyspy.
     Dzisiaj od rana, szczyty gór wyraziście zarysowały się na tle błękitnego nieba. To zwiastun dobrej pogody, idziemy więc znowu w teren, tym razem w kierunku zachodnim, do małej wioski nad rozległą zatoką – do Plakias. Do celu było nie więcej jak pięć kilometrów, czyli w naszej kalkulacji: półtorej godziny marszu z przerwami, na krótki odpoczynek i podziwianie widoków.

To już drugi dzień pieszych wędrówek po południowej stronie wyspy.


W przeciwieństwie do dnia wczorajszego, tym razem,  nie weszliśmy na górski szlak


…. wybraliśmy wariant z wąską, asfaltową drogą - jest dalej, ale bezpieczniej






Do tej doliny, od północnej strony, można dostać się tylko przez górskie wąwozy. 



Takich kościółków na Krecie jest prawie trzy tysiące. 






Wreszcie zielono, pod nami oliwne gaje.






….. gdzieś tu trzeba będzie skręcić w lewo. 



No i wreszcie dotarliśmy do Plakias.



Alianthos Beach Hotel



Skok w bok - od głównej ulicy - i już byliśmy nad zatoką.



Centrum wioski





… tym razem Ela namówiła nas na spacer szlakiem sklepów i restauracji. 











No i cóż, trzeba będzie pomyśleć o jakimś obiedzie. Zostajemy.








Zrobiło się późno - czas wracać do naszej bazy





Po południu niebo było już  zaciągnięte. Słońce  tak już nie dokuczało. 




     Początkowo chciałem przejść do Plakias górskim szlakiem, ale coś mnie tknęło i w końcu zaproponowałem inne rozwiązanie. Do wioski prowadziła przecież wąska asfaltowa droga. To była sensowna alternatywa – tak mi się przynajmniej wydawało. Jej zaletą było przede wszystkim bezpieczeństwo. Nie wiem skąd mi się to wzięło, ale od rana, jakby z lękiem, spoglądałem kilka razy na mapę. Chyba bałem się trochę tych gór, jakoś brakowało mi pewności siebie i byłem w rozterce. Nasuwało się zbyt dużo pytań i wątpliwości. Być może samodzielnie, zrobiłbym to, jednak nie w grupie – nie chciałem nikogo narażać. Decyzja więc była prosta, poszliśmy szosą.
      Plakias to: dawna, niewielka rybacka osada, a teraz atrakcyjna miejscowość wypoczynkowa, cicha, spokojna wieś otoczona górami od północy i Morzem Libijskim od południa, z piękną plażą w szerokiej, na prawie dwa kilometry, zatoce. Idealna na udane wakacje. Sporo tu hoteli, restauracji, tawern i kawiarni. Od północnej strony można dostać się tu jedynie, drogami biegnącymi w głębokich wąwozach. To taka wioska za siedmioma morzami, za siedmioma górami – tak jak to bywa w dobrej bajce.