Grecja

czwartek, 27 sierpnia 2020

Mazury (cz.III.) Tam, gdzie szum traw i trzciny.

        Od rana było ciepło i słonecznie; mieliśmy na ten dzień dobry plan.
       Przekręciłem kluczyk w stacyjce i auto ruszyło gruntową drogą, wśród pól, na Mikołajki, a potem w stronę  Puszczy Piskiej. Jechaliśmy na odludzie w kierunku mało znanych, ale  naprawdę ciekawych miejsc. 
       Z Mikołajek na południe i lasami, a potem pośród rozległych łąk dotarliśmy w rejon Ukty. Niby nic szczególnego, niby gmina równina, ale nie, … to tylko pozory, bo nieco dalej jest miejsce, o którym już dawno myślałem. To Wojnowo; ciekawe... i to co najmniej z dwóch powodów. 
      Wystarczy za drewnianym domem z numerem 19 skręcić z głównej drogi, w lewo, na Osiniak i kawałek za skrzyżowaniem powinna pokazać się, (powstała w latach 1921 – 1923) niezwykłej urody biało-niebieska cerkiew. W tym morzu zieleni prezentuje sie jak ilustracja  z fascynującej  bajki. 
      Nieco dalej, ale ciągle w Wojnowie, kierując się w stronę jeziora Duś, łatwo dojechać gruntową drogą, pod bramę stojącego na wzgórku monasteru staroobrzędowców ( z 1847 roku). 
      I jedno, i drugie można bez przeszkód oglądać z zewnątrz i zwiedzić od środka. To piękne zabytki i kawał ciekawej historii tej ziemi. 
        To jednak nie wszystko.                                                                   
       Jeszcze tego samego dnia postanowiliśmy, przenieść się nad jezioro Bełdany.
Cerkiew w Wojnowie( powstała w latach 1921 - 1923)





Dawny klasztor staroobrzędowców.




Przyklasztorny cmentarz.


Droga do przeprawy promowej.


Jezioro Bełdany.








Prom kursujący po jeziorze Bełdany - do wioski Wierzba.



Stacja Badawcza Polskiej Akademii Nauk w Popielnie.




Koniki polskie.






Krowy - polskie czerwone i nizinne czarno - białe.


Bobry






Śluza Guzianka.







Ruciane - Nida.




Przystań żeglarska.


      Nigdy nie przypuszczałem, że na jakimkolwiek mazurskim jeziorze natknę się na prom. A tak się stało. Leśna droga zachęcała i powiodła nas przez wysoki las, a potem wypchnęła nad słoneczny brzeg jeziora Bełdany. Z drugiej strony majaczyła wioska. Auta i ludzie stali po obu stronach, a pośrodku jeziora kołysał, jak otwarta konserwa po szprotkach, żółto-niebieski prom. 
      Siedzieliśmy na skraju, porośniętego trzcinami, brzegu. Łodzie na żaglach, las za plecami, wiatr na jeziorze, a my cierpliwie czekaliśmy na przeprawę. Było prawie jak u Gałczyńskiego, gdzie… „wszyst­kie trzcin, wszyst­kie si­to­wia roz­mo­wy, wszyst­kie drże­nia li­ści to­po­lo­wych, wszyst­kie bla­ski na wo­dzie i ob­ło­kach, wszyst­kie kwia­ty, wszy­stek pył na dro­gach, wszyst­kie psz­czo­ły, wszyst­kie kro­ple rosy to mi jesz­cze, przy­ja­cie­lu, nie do­syć” *. 
     Było pięknie.
    Prom podpłynął i trzeba było, w końcu, się ładować. Tym razem droga poprowadziła nas do: Wierzby, Popielna, a potem przez Wejsuny i Gruziankę do Rucianego Nidy. 


Kronika Olsztyńska*  - Konstanty Ildefons Gałczyński


















niedziela, 2 sierpnia 2020

Mazury (cz.II.) Cały dzień na Krutyni.

        Słoneczny poniedziałkowy poranek. 
       Wstałem przed siódmą i z Andrzejem poszliśmy pływać w Kuchence. Dla wyjaśnienia dodam, że nie chodzi o aneks kuchenny, a o maleńkie, rześkie, porośnięte wzdłuż brzegów trzcinami urocze jeziorko; nieopodal wielkiego jeziora Tałty. 
     Ptaki już od świtu dawały koncert, a żaby jakoś nadpobudliwie rechotały. Woda pachniała kojącym spokojem; gładka, jak lustro w naszej łazience. 
        Nikogo nie było, tylko my dwaj. 
      Usiadłem na drewnianej belce pomostu, zsunąłem się cicho do wody i popłynąłem przed siebie; w stronę wschodzącego słońca. 
      Kwadrans później, na skróty i na boska, po mokrej od rosy trawie, wracaliśmy z powrotem do hotelowego pokoju. Aż chce się żyć – pomyślałem i pomachałem do Eli, która stała przyglądając nam się z tarasu. 
       Czas, tego dnia, był naszym sprzymierzeńcem i pewnie dlatego śniadanie ciągnęło się jak krówki ciągutki. Nie mogło to jednak trwać wiecznie. Spojrzałem demonstracyjnie na zegarek, a potem zmierzyłem wzrokiem wszystkich znacząco. Aż Ela uniosła brwi i zmarszczyła czoło. 
       Pół godziny później byliśmy już w drodze. 
      Obok mariny skręciłem w prawo i wśród pól, i łąk sunęliśmy powoli w zmąconej lekkim wiatrem żywej zieleni; jak łódź po turkusowym jeziorze. Jechaliśmy na południe, przez Uktę i Gałkowo wprost w pomieszane ze słońcem cienie Puszczy Piskiej, a potem pośród zagród i domów wioski Krutyń do wypożyczalni kajaków. 
       Była dziewiąta rano i mieliśmy dla siebie cały dzień. 
      Nic nas nigdzie nie gnało, a pomysł mieliśmy prosty: niczym niezmącony relaks, luz-blues, a w niebie same dziury; czyli kilka godzin na kajakach wśród łąk i lasów.           

Jora Wielka


Krutyń - wypożyczalnie kajaków Wodniak


W rezerwacie, początek spływu - 9:40






Wow ... co za towarzystwo?








Młyn - na 4 kilometrze.










 Przerwa - na łonie natury




 ... i znowu miłe towarzystwo. 

Rosocha - 9 kilometr






Blisko jeziora Duś i wioski Wojnowo.








Wieś Ukta - koniec spływu (15 kilometrów)



       Za młynem w kompletnej ciszy, gdy byliśmy tylko we dwoje Eli znowu do głowy przyszedł Gałczyński. W pewnej chwili przestała wiosłować i powiedziała, posłuchaj: 
– „ Z sosny słychać dzięcioła stuk. A tutaj ryby bryzg! spod nóg. Ech, bracia, wpław! I płynąć, pływać, aż tam, gdzie z drugiej strony wiatr, roześmiany wiatr przygrywa na sitowia strunach zielonych”. 
– Tak pisał poeta, podoba ci się? – zapytała. 
– To piękne – powiedziałem. – Masz jeszcze tego dużo w głowie? 
– Mam, ale powiem ci kiedy indziej – odparła z uśmiechem na twarzy. 
     Była trzecia po południu, gdy zeszliśmy z wody. Mięliśmy w rękach piętnaście kilometrów wiosłowania i nikt nie czuł zmęczenia. Widziałem tylko pogodne oczy i satysfakcję. Piękny, niezwykły dzień. Było bosko. 
- Gdybym mógł, popłynąłbym jaszcze raz – wyrwało mi się. 
       Andrzej podszedł i poklepał mnie po plecach, przyszły dziewczyny, i wszyscy razem usiedliśmy na brzegu. 
       Chłopcy z obsługi odebrali kajaki, a chwilę później podstawiono nam samochód; mogliśmy wracać.