Byłem zadowolony, bo mój rozdygotany dotąd jak
galareta pomysł, zaczął przekształcać się w konkretny plan. To miała być podróż z jedną
przesiadką. Dobre i to – pomyślałem. Najpierw do oddalonej o
A Girona?... Girona to niezwykle ciekawe miasto
z historią sięgającą prawie dwóch tysięcy lat i jedną
z najlepiej zachowanych średniowiecznych starówek w Hiszpanii. A więc jeśli ktoś
pyta: czy warto, odpowiadam zdecydowanie, że tak.
Krótki spacer z dworca w stronę mostu Pont de Pedra na rzece Onyar, może być świetnym
początkiem zwiedzania tego miasta. To fajna propozycja tym bardziej, że widać
stąd nadbrzeżną kolorową dzielnicę Girony oraz zarys panoramy średniowiecznej
starówki.
Potem warto stąd ruszyć do - przyozdobionego
wieloma ulicznymi rzeźbami - głównego
pasażu starego czyli Rambla de Llibertat. Fajne miejsce, bo to właśnie tu w
licznych kawiarniach i restauracjach
toczy się prawdziwe życie towarzyskie
Girony.
Stąd już dość łatwo - idąc
Carer d’Argenteria - dochodzi się do granicy byłej dzielnicy żydowskiej zwanej
tu El Call Jueu. Bajeczne miejsce: prawdziwy labirynt uliczek i placów, jedna z
najlepiej zachowanych średniowiecznych dzielnic żydowskich w Europie.
Po wejściu na górę szerokimi schodami stanęliśmy przed potężną fasadą z licznym herbami, rzeźbami twarzy i ludzkich postaci w tym figur świętego Piotra i Pawła umieszczonych po bokach. Największe wrażenie robi jednak wnętrze świątyni. Nie ma tam naw bocznych, a jedynie pojedyncza olbrzymia nawa z gotyckim sklepieniem o rozpiętości