Samolot wszedł wreszcie na wysokość przelotową, Bożena odetchnęła, uśmiechnęła się i poprosiła stewardesę o podanie wina dla całej naszej czwórki. Była szczęśliwa, bo to był jej pierwszy lot: pełen uprzedzeń, lęków i obaw, dopełniony w tej chwili zwycięstwem nad własnymi słabościami. Uśmiechała się odtąd co chwilę jak małolata, która odkryła kolejną tajemnicę w drodze do dorosłości. Teraz - podobnie - ten lot i ta wyspa były jej następnymi odkryciami, czegoś, czego nie znała, ale bardzo pragnęła. Była rozpromieniona, jak nigdy dotąd, i szczęśliwa, a my razem z nią. Dwie godziny później zobaczyłem północny brzeg wyspy. Zbliżaliśmy się do celu.
Pomysł o wyjeździe na Kretę urodził nam się na Santorini. To właśnie tam - w Akrotiri - mieście przysypanym popiołem przez potężny wybuch wulkanu, opowieść o armagedonie Santorynu i Krety splątała się w jedność i była tak fantastyczna, że nie mieliśmy wątpliwości, na którą z greckich wysp polecimy następnym razem. Wyjazd odkładany, przekładany, dzisiaj jednak, w końcu, doszedł do skutku. Lecimy: Ela, Bożena, Andrzej i ja.
Wreszcie, z góry, zobaczyłem Kretę. Samolot schodził do lądowania od północnego zachodu. Plantacje cytrusowych i oliwnych gajów rosły w oczach, aż wreszcie pojawił się betonowy pas lotniska w Chanii. Lęki Bożeny poszły gdzieś w zapomnienie, a idealne zetknięcie kolosa z ziemią mogło być jedynie dobrym znakiem i początkiem udanej wakacyjnej przygody. Za godzinę ruszamy na południowe wybrzeże - nad morze Libijskie.
Wreszcie, z góry, zobaczyłem Kretę. Samolot schodził do lądowania od północnego zachodu. Plantacje cytrusowych i oliwnych gajów rosły w oczach, aż wreszcie pojawił się betonowy pas lotniska w Chanii. Lęki Bożeny poszły gdzieś w zapomnienie, a idealne zetknięcie kolosa z ziemią mogło być jedynie dobrym znakiem i początkiem udanej wakacyjnej przygody. Za godzinę ruszamy na południowe wybrzeże - nad morze Libijskie.
Lotnisko we Wrocławiu
|
Na wysokości 11 kilometrów.
|
Pod nami Kreta i coraz bliżej lotnisko w Chanii.
|
Droga na południe wyspy.
|
Ogrody wśród wulkanicznych skał.
|
Następnego dnia - ruszamy w góry.
|
Na stokach, przy drogach - wszędzie oleandry.
|
Chwila wytchnienia.
|
Na klifie.
|
W samo południe - owczarnie wśród skał.
|
Południowe wybrzeże Krety
|
Wreszcie doszliśmy do Damnonii.
|
Sporo tu takich plaż - urocze miejsca.
|
W palmowym gaju.
|
Skaliste wybrzeże - pod nami ostre magmowe skały.
|
W drodze powrotnej - znowu na wysokim klifie.
|
Sporo tu niebezpiecznych miejsc.
|
Kolejny skrawek cywilizacji na naszej drodze.
|
… a my znowu się wspinamy.
|
Tym razem ścieżka prowadzi nas w dół..
|
..... coraz niżej i niżej, wreszcie schodzimy do morza.
|
Wszędzie, gdzie byliśmy dotąd, zawsze, zaczynaliśmy od pieszych wędrówek po bliższej i dalszej okolicy. To taka nasza stara zasada. Kilka godzin marszu polnymi drogami, ścieżkami, leśnymi duktami i górskimi szlakami to najlepszy sposób na poznawanie miejsca, które do tej pory było, dla nas, jedynie jakimś tam punkcikiem na mapie. Tak stało się i tym razem. Po skałkach, wąskimi dróżkami wspięliśmy się na wysoką nadbrzeżną ścianę i ruszyliśmy na wschód w stronę wioski Damnoni, a potem jeszcze dalej do Schinaria Beach. Niebo i morze różniło się jedynie odcieniem błękitu, a trudy wędrówki rekompensowaliśmy sobie na napotkanych po drodze plażach. Tak minął nam dzień, od rana do wieczora - nasz pierwszy dzień na Krecie.
Super relacja, widoki piękne :)
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowo. Bardzo polecam Kretę. I tak tam kiedyś musimy wrócić. Pozdrawiam
UsuńKris
Kurcze ta relacja, szczególnie początek, to jak dobra książka :) super napisane :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Pozdrawiam i powodzenia.
OdpowiedzUsuńKris