Wszystko o czym teraz opowiem, to jedynie następstwa mojego kolejnego pomysłu na wakacje w Chorwacji. Pisałem o tym w kwietniu tego roku w materiale po tytułem "Baśka Voda - wakacyjny projekt 2017". To jest właśnie relacja z tej eskapady.
Było pięknie i ciekawie, wszystko szło nam zgodnie z planem; z tym jednak, że nie do końca. Czułem nawet - w którymś momencie - przez skórę, że coś nad nami wisi, ale nie miałem pojęcia: co, gdzie, kiedy i jak? No i wreszcie stało się. Przyszło samo. Pech dopadł nas w ostatnim dniu, a w zasadzie w drodze powrotnej do domu. Przyszedł niespodziewanie i jednym ruchem skomplikował nam wszystko - i to poważnie. Przyparł nas do muru i kazał mierzyć się z zupełnie nowymi wyzwaniami. Chwilami było nawet dramatycznie, ale koniec końców jakoś z tego wybrnęliśmy i wszystko skończyło się happy endem. O szczegółach opowiem później.
Było pięknie i ciekawie, wszystko szło nam zgodnie z planem; z tym jednak, że nie do końca. Czułem nawet - w którymś momencie - przez skórę, że coś nad nami wisi, ale nie miałem pojęcia: co, gdzie, kiedy i jak? No i wreszcie stało się. Przyszło samo. Pech dopadł nas w ostatnim dniu, a w zasadzie w drodze powrotnej do domu. Przyszedł niespodziewanie i jednym ruchem skomplikował nam wszystko - i to poważnie. Przyparł nas do muru i kazał mierzyć się z zupełnie nowymi wyzwaniami. Chwilami było nawet dramatycznie, ale koniec końców jakoś z tego wybrnęliśmy i wszystko skończyło się happy endem. O szczegółach opowiem później.
Tym razem do Chorwacji wybraliśmy się w czwórkę: Ela, Bożena, Andrzej i ja. Punktualnie o szóstej rano ruszyliśmy w stronę Prudnika, potem do nawigacji wpisałem: Ołomuniec, Brno i Mikulov. W Austrii - za Poysdorf - wpadliśmy na wiedeńską autostradę i odtąd - jak zaprogramowani - spokojne sunęliśmy aż do Grazu. Na przedmieściach zgodnie z planem, Andrzej skręcił w prawo i wjechaliśmy do centrum miasta. Spokojne ulice, niewielki ruch i miarowy puls miejskiego życia wygasiły we mnie wszelkie niepokoje. Odtąd byłem już pewien, że to będzie miłe popołudnie. I tak też się stało. Zobaczyliśmy ładne, a do tego przyjazne miasto. Ujmujący widok z wielkiej skały w samym centrum - na czerwone dachy i zielone wzgórza - przyjąłem jak nagrodę za godziny nudnej i monotonnej jazdy autostradami. Wreszcie, gdy światło dnia powoli zaczęło przygasać, a wieczór nieubłaganie wchodzić do miasta, trzeba nam było znowu ruszać drogę. Tym razem jednak zupełnie niedaleko, bo tylko dziesięć kilometrów na południe - do Kalsdorf bei Graz, do Oekotelu przy Forster Strase 70. Byłem zmęczony, powoli nadchodziła już noc, a ja myślałem natrętnie już tylko o tym żeby się położyć i zasnąć.
Graz - stolica Styrii
|
Mauzoleum Ferdynanda II
|
Wieża zegarowa Uhrturm - na Schlosbergu
|
Widok na Graz - z wysokiej skały
|
Najstarsza część miasta
|
Ratusz przy Hauptplatz
|
Kamienica przy Herrengasse
|
Renesansowy budynek starostwa Landhaus
|
Opera przy Kaiser-Josef-Platz
|
Następnego dnia, znowu na trasie - już w Chorwacji
|
Tunel za tunelem
|
Przejazd przez Ledenik
|
No i wreszcie - oczekiwany widok błękitnego morza.
|
.......... lecimy dalej, droga jak strzelił - w stronę Splitu
|
Czasem trzeba zatankować
|
Wreszcie blisko celu - przed nami zjazd z autostrady
|
Baśka Voda - to już widok z naszego balkonu
|
No i przyszedł koniec dnia
|
Wstałem o szóstej rano, odsunąłem zasłonę w hotelowym pokoju i zobaczyłem opromienione słońcem alpejskie szczyty. To był dobry znak i to na cały dzień. Z Kalsdorf wyruszyliśmy w dalszą drogę zaraz po śniadaniu; kierunek Słowenia, a potem prosto na chorwacką A1. Od początku wszystko szło jak z płatka: z boku, po prawej stronie - został Maribor, potem z lewej Zagrzeb, a na końcu mignął nam niewielki Karlovac. I wtedy znowu zaczęła się monotonia autostradowej podróży - miarowe połykanie kolejnych, nudnych kilometrów. Droga prowadziła nas teraz na Split/Dubrownik, a odmiana przyszła dopiero koło Zadaru. Jechaliśmy wtedy w dół i za kolejnym tunelem - pojawiły się nagle błękitne wody Adriatyku. W samochodzie - w jednej chwili - zapanowało spontaniczne ożywienie z przejawami zachwytu na cudownym widokiem. Z czasem jednak gasło, aż wreszcie wypaliło się zupełnie. Morze zniknęło i ponownie przyszła nuda. Przed nami znowu dwieście kilometrów z dala od wybrzeża. I tak to ciągnęło się, aż do zjazdu numer 29 -niedaleko wioski o nazwie Zagvozd. To była kolejna dobra chwila i to był znak, że powoli zbliżamy się do celu. Zapłaciliśmy myto na autostradowej bramce i już kilka minut później, lokalna droga prowadziła nas wprost do tunelu Sv. Ilia. Po drugiej stronie był Adriatyk. Co za radość. - Jeszcze tylko jeden szlaban, jedna opłata i znowu zobaczymy cudowne nadmorskie widoki - pomyślałem, znużony wielogodzinną jazdą. Automat przyjął 20 kun, szlaban uniósł się do góry i mogliśmy wreszcie wjechać do tego naszego wymarzonego świata. Najpierw pojawiło się malutkie światełko, a potem wielka, urzekająca panorama z błękitnym morzem i czerwionymi dachami małego miasteczka w dole. Pod nami była Baśka Voda.
cdn.
cdn.
Świetny wpis! Ja w tym roku wzięłam darmową pożyczkę online w https://www.credy.pl/ i planuję wakacje swojego życia :) Ten wpis zdecydowanie bardzo mi pomoże bo właśnie tam sie z narzeczonym wybieramy!
OdpowiedzUsuńŻyczę udanych wakacji. Pozdrawiam
UsuńKris