Grecja

niedziela, 20 października 2019

Polskie góry. Góra Igliczna.

     Od trzech dni jesteśmy podróży. Do książeczkowej kolekcji Korony Gór Polski zaliczyliśmy Górę Kłodzką i Śnieżnik; kolejne dwa szczyty, spośród dwudziestu ośmiu. Pieczątki są, zdjęcia są i miłe wrażenia także. Trzeba więc już wracać do Opola - czas najwyższy. Rozłożyłem na stole mapę i zawołałem Elę.
– Czy to jest to? – zapytałem pokazując palcem niewielki punkcik.
– No tak, to jest to – odpowiedziała. Góra Igliczna. - Natalia kiedyś mi o niej opowiadała.
- Może warto byłoby tam zajrzeć - szepnęła marszcząc czoło. - Mamy przecież cały dzień.
– No, czemu nie? Tak na dobrą sprawę to jest to prawie po trasie – mruknąłem pod nosem.
- No to co, robimy to? Spojrzała na mnie, tak jakby znała odpowiedź.
    Pół godziny później jechaliśmy już w stronę Wilkanowa. Tam należało odbić na Marianówkę i dalej w prawo na Szklary. W sumie do Góry Iglicznej mieliśmy nie więcej jak 14 kilometrów.

Góra Igliczna (750 - 780 m n.p.m.) to maleńka  osada na południowym stoku, około 300 metrów poniżej szczytu o tej samej nazwie.  Od wieków była celem licznych pielgrzymek. Rok 1781 to początek  historii tutejszego  sanktuarium maryjnego. W 1821 roku przebudowano tu kościół,  wzniesiono plebanię i wyznaczono drogę krzyżową, a w  1880 roku  powstała tu gospoda z zapleczem i miejscami noclegowymi - obecne schronisko.



Tu nie można się zgubić, wszystko jest świetnie oznakowane. 












Od roku 1950 istnieje tu schronisko turystyczne. 









Sanktuarium Maria Śnieżna






Historia sanktuarium związana jest z kopią figurki Matki Bożej Śnieżnej przywiezionej tu z Maria Zell w Austrii.










   Igliczna znajduje się na przecięciu turystycznych szlaków: czerwonego, żółtego i zielonego. To ciche i spokojne miejsce, dobre na kontemplację; pośród bukowego lasu, na szczycie panującym nad okolicą.
   Zbliżało się południe, a my zapatrzeni na rozległą równinę, straciliśmy poczucie czasu, tak jakbyśmy zapomnieli, że przed nami jeszcze kawał drogi. Spojrzałem na zegarek i wtedy Ela ocknęła się. Wstaliśmy oboje z kamiennej ławy i ruszyliśmy brukowaną drogę w dół, w stronę parkingu.
   Tym razem nie musiałem już niczego sprawdzać na mapie. Przed nami: Stronie Śląskie, Lądek Zdrój, Jawornik i mały przystanek, na kawę, w Otmuchowie. Dlaczego tam? A dlatego, że lubimy to miasteczko; tak po prostu.




4 komentarze:

  1. Ale fajny wypad :) Super sprawa. Ostatnie zdjęcie niesamowite :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas ciężka sprawa z wyjazdami bo zwierzęta w domu. Fajnie je mieć i obcować z nimi ale niestety są i minusy :)

      Usuń
    2. Też tak kiedyś mieliśmy, więc wiem co to znaczy. Niemniej jednak zachęcam do takich wyjazdów. Pozdrawiam.
      Kris

      Usuń