Grecja

niedziela, 10 października 2021

Tossa de Mar (cz. III.)

       Był początek czerwca, pogoda od kilku dni doskonała. Plaże, zamek, morze, klify, dzień po dniu ciągle gdzieś łaziliśmy. Powoli  miasto stawało się nam coraz bliższe, a mimo tego   ciągle czegoś mi brakowało. Po raz kolejny rozłożyłem  mapę na łóżku i zacząłem szukać czegoś innego; czegoś co mielibyśmy w zasięgu ręki, a do tej pory gdzieś mi umknęło; na  przykład coś w pobliskiej okolicy. Taki spacer na kilka lub kilkanaście kilometrów.                                                            
     Przejechałem po raz kolejny palcem po mapie w lewo, a potem w  prawo i w końcu coś mi w głowie zaświtało. Tak. Moglibyśmy pójść nabrzeżem do Cala Giveroleta – około siedmiu kilometrów w jedną stronę na wschód od Tossa de Mar albo do Cala Figuera – około sześciu kilometrów w jedną stronę na zachód.                                                                                  Obie propozycje były niezłe; realne i ciekawe.                                                              
– Tym razem jutro  po śniadaniu, urwiemy się z miasteczka i ruszymy w teren – oznajmiłam wszystkim zaraz po kolacji. – Pokazałem na mapie, wtrąciłem kilka szczegółów i…. czekałem na reakcję.
– Zgoda – pierwsza odezwała się Bożena, a po niej następni. Żadnego sprzeciwu, czyli akceptacja przez aklamację.  Byłem w siódmym niebie.                                                        
     Ela rzuciła monetą i następnego dnia o poranku szliśmy wąską uliczką w stronę  klifu po zachodniej stronie miasta. Kwadrans później weszliśmy na ścieżkę prowadzącą  w kierunku  Cala Llevado, a potem   dalej do Cala Figuera i Platja Santa Maria de Llorel. Tossa de Mar zostało za nami. 

Carrer del Portal 

Widok na Vila Vella

Kamiennym schodami Carrer es Cars – coraz wyżej i wyżej.

Na grzbiecie klifu.



Cala Llevado



Cala Figuera
Platja Santa Maria de Llorell
Tu zostaliśmy na kawę.
… i plażowanie




Nasz kolejny przystanek

W korkowym lesie



Na klifach, pośród opuncji.

I tak kółko nam się zamknęło - Cala Codolar
Pod naszymi stopami znowu  Tossa de Mar


           Uliczka o nazwie Carrer es Cars doprowadziła nas do punktu widokowego Cami de ronda. Bajeczny widok zapierał dech w piersiach. Z góry widać było  najstarszą, położoną na malowniczym cyplu, część Tossa de Mar i sięgające aż po horyzont błękitne morze. Pod stopami żółciła się Platja des Codolar.                                                                                              Stąd po grzbietach nadbrzeżnych wzniesień i uskoków,  prowadziły nas wydeptane przed wiekami ścieżki; od punktu widokowego do punktu widokowego. W dole wielkie fale uderzały w skały, a na górze dorodne pinie dawały nam sporo cienia i moc eterycznych zapachów. Dróżka pięła się, a potem zaczęła opadać w stronę  postrzępionej skałami i krystalicznie czystej zatoki przy Cala Llevado. Szliśmy od plaży do plaży.                   I tak nam zeszło  pół dnia, a potem bezdrożami -  przez korkowy las, w ciągle upalne popołudnie -  wróciliśmy  do Tossa de Mar. 


2 komentarze:

  1. Świetny wpis! Jak zawsze inspirujecie do podróży. My właśnie kupilismy kajaki na https://gokajak.com/ i planujemy przyszłoroczny urlop. Będzie się działo :)

    OdpowiedzUsuń