Wczesnoporanne pływanie w jeziorku stało się już rutyną; miłą i przyjemną, ale jednak rutyną. Lubiłem tam chodzić, siadać na pomoście, dać się ogrzać pierwszym promieniom słońca i słuchać ptasiego ćwierkania. Spojrzeć w ciemną toń wody, w której przybrzeżne drzewa i trzciny kłaniają się sobie nawzajem. I poczekać chwilę aż najdzie mnie ochota, aby popłynąć, poczuć jeszcze nocny chłód porannego jeziora i dać się ponieść co najmniej kilkanaście metrów pod wodą, a potem wychylić głowę nad lustro i spojrzeć na świat, którego nigdzie indziej nie ma.
Każdy poranek był tutaj taki sam, ale każdy dzień miał być inny i niepodobny do poprzedniego. Ciągle szukaliśmy nowych wrażeń.
Nikt, z nas, nie chciał leżeć plackiem w jednym miejscu, moczyć się godzinami w wodzie i gapić bezmyślnie w niebo.
Tego dnia ruszyliśmy w kierunku na północ od Jory Wielkiej.
Był wtorek. Słońce przebijało się przez mokre liście ociężałych konarów, gdy szedłem na bosaka, po rosie, z porannego pływania w jeziorze. I już chciałem Eli powiedzieć, że znowu będzie piękna pogoda, gdy nad linią lasu pojawiły się pierwsze niemrawe obłoki; forpoczta nadchodzącej zmiany. Czy szło na gorsze? Tego nie wiedziałem. Dzień był jakby chłodniejszy, niż wczoraj o tej porze, mimo wszystko ciągle ciepły.
Nie chciałem już jednak zmieniać planów.
 |
Kętrzyn - budynek ratusza |
 |
Kamienice przy ulicy gen. Władysława Sikorskiego. |
 |
Starostwo Powiatowe. |
 |
Bazylika kolegiacka przy ulicy Zamkowej. |
 |
Kętrzyński zamek |
 |
... na dziedzińcu. |
 |
Wilczy Szaniec - kwatera główna Adolfa Hitlera (1941 - 1944) |
 |
Bazylika w Świętej Lipce |
 |
Klasztorne krużganki. |
 |
Reszel - zamek biskupów warmińskich |
 |
Widok z zamkowej wieży. |
 |
Ratusz i rynek w Reszlu. |
 |
I gdzie tu teraz jechać?
|
To była ładna trasa i kolejny udany dzień. Szwendaliśmy się na pograniczu dawnej Warmii i Prus. Fascynujące miejsca: Kętrzyn, Gierłoż, Święta Lipka, Reszel i Biskupiec.
Słońce, po miłym poranku, skryło się i było w tym konsekwentne aż do wieczora. Mimo to przysłonięte chmurami niebo, stało się litościwe; nie spadła na nas ani jedna kropla deszczu.
Spacerowym tempem pośród: pól, łąki i lasów, pomiędzy jeziorami przejechaliśmy prawie 160 kilometrów; bez wariactwa i ścigania się z czasem.
A do tego poszczęściło nam się.
Prawdziwą wisienką na torcie był koncert organowy w świętolipskiej bazylice; palce lizać. Tak jakoś trafiliśmy, bez planowania i los okazał się łaskawy.