Tego roku poznawaliśmy Mazury na różne sposoby: pływaliśmy kajakami, statkiem i promem, jeździliśmy po okolicy autem i
łaziliśmy pieszo. Z każdego dnia zapisywały się w mojej pamięci wspomnienia. Aż
wreszcie nadszedł koniec, zbliżał się czas
rozstania. Został jeszcze tylko jeden dzień,
a potem pakowanie i powrót do domu. Ostatni dzień, ostatnia szansa, na miłe reminiscencje z mazurskich wakacji. Była północ, wyszedłem na taras i
spojrzałem w rozgwieżdżone niebo. To był znak, dobry znak i szansa na śliczny
poranek, a także być może słoneczny dzień.
Liczyłem w duchu, że tak właśnie będzie. W głowie rodził mi się plan; niby
banalny, ale jednak, jak sądziłem, sensowny. Po prostu wypożyczymy od pana
Rysia rowery i pojedziemy wzdłuż jeziora
Tałty – przyszło mi do głowy. No, może
nie aż tak, aby objechać je dookoła,
ale chociażby kilka, a
może kilkanaście kilometrów,
wzdłuż brzegu, w stronę Rynu. Weźmiemy
coś do picia, do jedzenie i zrobimy
sobie gdzieś, na nieznanej jeszcze, ukwieconej łące, nad brzegiem jeziora pożegnalny piknik; jakoś tak ładnie mi się to
układało.
To nie miało być żadne wykręcanie
kilometrów na siłę, ani ściganie się z czasem, to miał być przyjemny rowerowy spacer w niezwykłej scenerii: nad wodą, wśród
lasów, łanów zbóż, kolorowych łąk i kołyszących się nadbrzeżnych trzcin.
 |
Marina "Nawigator" na jeziorze Tałty - początek trasy. |
 |
Okolice jeziora Kuchenka. |
 |
Jora Mała |
 |
Ciągle... nad jeziorem Tałty. |
 |
Jora Wielka - dom z roku 1898. |
 |
Przystań koło "Knajpy" |
 |
Pośród pól, łąk, lasów i jezior.
|
 |
Widok na jezioro Tałty ze wzgórza. |
 |
Mazurska łąka - nasze piknikowe miejsce. |
 |
W drodze powrotnej. |
 |
Czas jechać na spóźniony obiad. |
–To był bardzo dobry pomysł –
powiedziała Ela, gdy tylko wróciliśmy do hotelu. - Było cudownie, szkoda, że nie zrobiliśmy tego
wcześniej. – Szkoda, szkoda to znaczy kiedy, przecież i tak mieliśmy wszystkie dni
wypełnione – odparłem.
– No tak, no to może zostaniemy? – zapytała,
tak jakby sama nie wierzyła w to co mówi.
Uśmiechnęła się radośnie i puściła do
mnie oko.
– Dobra, dobra, ja idę oddać rowery, a ty spróbuj zorientować się czy w kuchni zostało coś jeszcze do jedzenia – zaproponowałem.
Byliśmy głodni i trochę zmęczeni, ale co
najważniejsze szczęśliwi. To był kolejny udany dzień, nasz ostatni dzień na Mazurach.
Jutro wracamy do Opola.