Ołomuniec (cz.II.)
.............................................................................................................................................……..……..
Z cienia kamienic Na Hrade,
weszliśmy na pusty plac Żerotinovo. Tutaj w niektórych miejscach ulica poszerza
się, a górnej jej części stoi kościół św. Michała; z zewnątrz surowy, za to w
środku olśniewający barokowym przepychem. Panuje w nim nadnaturalna jasność od
światła słonecznych promieni spadających z góry, od trony okien z trzech zdobionych
przepięknych kopuł.
Na Hrade. |
Kościół św. Michała. |
Gapiłem się w górę aż w końcu kark mnie rozbolał. No, ale chociaż korzyść z tego taka, że na pamiątkę zostało mi przynajmniej kilka zdjęć
Barokowa kopuła. |
Żerotinovo namesti. |
Przeszliśmy
przez plac do samego końca, by u zbiegu z Panską skręcić w prawo, w wąską zacienioną
uliczkę o nazwie Skolni. W tej części miasta wszystkie przejścia i trakty prowadzą: albo na Horni namesti, albo na
Dolni namesti. Tak to już tutaj jest.
Widok ratusza z ulicy Skolni. |
Od schodów kościoła św.
Michała teren obniżał się aż w końcu pokazała się wieża miejskiego ratusza i wielki opromieniony słońcem plac. -
Ładnie tu – powiedziała Ela. Odnaleźliśmy więc kolejne malownicze miejsce. To Horni
namesti - serce miasta i cel naszej dzisiejszej wycieczki. To właśnie tu ulica
Skolni kończy się w bramie pod kamienicą, na wprost fontanny Juliusza Cezara. Zrobiłem
kilka zdjęć i szybko włożyłem rękę do plecaka, w poszukiwaniu mojego starego
przewodnika. Okazało się, że jest legenda, która przypisuje właśnie Juliuszowi Cezarowi założenie w tym miejscu
osady rzymskiej. Pomyślałem, że świetnie to sobie Czesi wymyślili, bo ile jest
w tym prawdy to tak do końca przecież nikt nie wie. No, ale jakby na
to nie popatrzeć to takie związki z wielkim rzymskim wodzem muszą miasto
nobilitować. Tym bardziej jest to ciekawe, bo rzeźba Cezara wyraźnie nawiązuje
do posągu Konstantyna Wielkiego z watykańskiej Scala Regia.
Horni namesti - fontanna Juliusza Cezara. |
Cesarz na rączym koniu patrzy sobie
na okoliczne wzgórza, tam gdzie podobno
stały jego legiony, a ja patrzę na
wprost i z podziwu wyjść nie mogę. Usiadłem pod fontanną i gapię się na szesnastowieczne, renesansowe
schody z loggią i z herbami; piękny dowód bogatej historii tego miejsca. Ołomuniec robi na mnie coraz większe wrażenie.
Renesansowe schody. |
Na środku stoi ratusz, wokół
kolorowe kamienice, a na placu trzy fontanny i wielka kolumna Trójcy
Przenajświętszej. Pachnie tu historią na kilometr. W tym miejscu stawiano zapewne
przed wiekami kramy i ławy chlebowe, był pewnie także pręgierz, studnia i waga - tętniło miejskie życie.
Ratusz na Horni namesti |
Ela wiedziała coś, czego ja nie
wiedziałem i świadomie ukryła to przede mną. Wiedziała, że dzisiaj jest tu
festyn młodego wina. Dla mnie to było zaskoczenie, a dla niej impreza na którą
robiła sobie apetyt już od kilku dni. Dopiero teraz zauważyłem, że pomiędzy fontanną, a ratuszem gromadzą się
ludzie. To zaczynał się festyn wina Świętomarcińskiego - tak to tutaj się nazywa. To swego rodzaju tutejsze
beaujolais nouveau, taka listopadowa tradycja nie tylko w Ołomuńcu, ale i na całych Morawach. Wina
Świętomarcińskie są młode, świeże i charakteryzują się owocowym smakiem.
Czerwone podaje się tu podobno do pieczonej gęsi z czerwoną i białą kapustą,
knedlikami i placuszkami ziemniaczanymi, a do białego i różowego poleca się
pieczonego kurczaka z nadzieniem. Wysłuchałem z uwagą tych wszystkich
mądrości, a chwilę później mój plecak
był już cięższy o dwie butelki Modrego Portugala. Ciągle przybywało ludzi, a wokół
nas robiło się coraz bardziej gwarno i wesoło.
Święto młodego wina pod ratuszem. |
Budynek Ratusza tak czy siak wabi
oko, jest zgrabny i przystojny: ma cztery skrzydła z wewnętrznym podwórzem
pośrodku. Na południowej fasadzie łatwo jest dostrzec gotycki wykusz kaplicy
świętego Jeromina. Nad wszystkim góruje wysoka na 75 metrów – wieża
ratuszowa: w połowie piętnastego wieku
miała podobno zaledwie jedną trzecią obecnej wysokości, na początku wieku
siedemnastego podwyższono ją i dobudowano galerię oraz pomieszczeniem dla
straży, a całość została wtedy nakryta hełmem z iglicą. Taka jest – krótka – jej historia zaczerpnięta na kolanie z mojego starego przewodnika. Dzisiaj wieża
jest dostępna, można wejść na jej galerie
i zobaczyć panoramę miasta.
Ratuszowa wieża. |
Usiedliśmy na schodach fontanny Herkulesa i wtedy na całym ciele poczułem
ciepło jesiennego słońca; byłem zmęczony – wstępował we mnie leń.
Fontanna Ariona. |
Na Horni namesti są trzy fontanny:
dwie stare (Cezara i Herkulesa) oraz jedna nowa (Ariona). Tą ostatnią mieszkańcy zafundowali sobie w 2002 roku. Jest ciekawa, bo kryje w sobie
piękną przypowieść o na wpół mitycznym
poecie greckim Arionie, którego z morskiej otchłani uratowały delfiny. Jest tu
więc postać Ariona z delfinem, wielki żółw i mniejsze żółwiki, a także figurki
dwójki malutkich dzieci. I chyba z myślą o dzieciach przede wszystkim powstało
to cacko, bo w upalne dnie mogą kąpać się tu do woli. Urocze miejsce. Nigdy
dotąd nie widziałem kąpieliska obok ratusza - no, ale tutaj wszystko jest
możliwe, tym bardziej, że pół godziny później na dolnym rynku natknęliśmy się
na lodowisko. Co za kraj? Coraz bardziej lubię to miasto.
Pałac Edelmanna. |
Piękne są także kamienice na
wszystkich pierzejach. Ich okazałe i
kolorowe elewacje tworzą niepowtarzalny i pełen różnorodności obraz
bogatej historii Ołomuńca. Oto kilka przykładów:
w północnej części rynku jest pochodzący z końca szesnastego wieku renesansowy
Pałac Edelmanna, na przeciwko wielkiej kolumny stoi Pałac Petrasza,
przemieniony z dwóch gotyckich kamienic w barokową rezydencję. Nie sposób też
nie zauważyć domu Pod Złotym Jeleniem i Pałacu Salma. Gdzie się człowiek nie odwróci wszędzie coś ciekawego . Lepiej
nic nie mówić - tylko patrzeć.
Pod Złotym Jeleniem |
Kolumna Trójcy
Przenajświętszej (1754r.) to tak zwana dziękczynna figura morowa. Stawiano
takie w wielu miejscach w Europie, w podzięce za ocalenie od moru, lub jak kto
woli od epidemii czarnej śmierci.
Kolumna Trójcy Przenajświętszej - na Horni namesti. |
Palace i kamienice na Dolni namesti. |
Koło domu Pod
Złotym Jeleniem, skręciliśmy w prawo w Dolni namesti. Ta część miasta ma
kształt trójkąta, tak jak lejek zaczyna się od wąskiego dzióbka i rozszerza aż
do przeciwległej ulicy.
Pałac Haunschildów. |
Zgrzeszyłem, bo pomyślałem, że
jak Dolni namesti - to musi być jakaś
druga liga, pewnie coś gorszego i że to co najlepsze to mamy już za sobą. A
wcale tak nie było. Rewelacyjna jest na
przykład kamienica „Pod Czerwonym Wołkiem”, której nazwa pochodzi od rzeźby łba
czerwonego woła powieszonego nad głównym wejściem - historia tego miejsca sięga
siedemnastego wieku. Innym przykładem jest ładny, renesansowy pałac z pięknym wykuszem na
rogu z ulicą Lafajettową. I tak co parę kroków, to jakieś cacko.
Kościół kapucynów. |
Było wczesne popołudnie, niebo
ciągle bezchmurne, a na placu robiło się coraz rojniej od ludzi. Ela kupiła
waniliowe lody i przez chwilę wygrzewaliśmy się na ławeczce. Zrobiło się
sielsko – anielsko i już nic mnie nie obchodziło, chyba nawet na chwilę przysnąłem. Potem ruszyliśmy powoli w
stronę fontanny Jowisza. Ela wrzuciła grosik na szczęście i poszliśmy dalej.
Zeszliśmy po schodach na plac, od
strony kościoła Zwiastowania Marii Panny z zamiarem powrotu na Horni namesti, a
razem z nami - tuż przy krawężniku - szedł sobie mocno wypasiony kot. Zerkał ukradkiem
w naszą stronę, tak jakby sobie nas upatrzył aż wreszcie stanął, łypnął okiem
jeszcze raz, odwrócił się i wskoczył do najbliższej bramy. A my,
niepostrzeżenie znaleźliśmy się tuż przy lodowisku, prawdziwym lodowisku do
ślizgania. W listopadowym słońcu, wśród zabytkowych kamienic i pałaców, skrzy
się wielka tafla lodu, na której bawią się dzieci i dorośli. Obrazek jak z
bajki. Ela była zachwycona.
Kawałeczek dalej jest kolejna
fontanna: tu cztery morskie konie, wyłaniają się z wody w cztery strony świata
i tryskają strumieniami, a nad nimi stoi Neptun, który ujarzmia wodne żywioły;
całość z roku 1683.
Kamienice |
I tak krok za krokiem wróciliśmy na
Horni namesti. Fontannę Juliusza Cezara minęliśmy w pośpiechu, a potem spacerowym
krokiem weszliśmy w ulicę Opletalovą na
wprost kościoła św. Maurycego; imponującej świątyni, która wygląda z zewnątrz jak
warownia z piętnem gotycko-romańskim.
Czajownia na ulicy Denisovej. |
Od św. Maurycego weszliśmy w ulicę 8 kwietnia, a stąd już tylko żabi skok i
byliśmy na Pekarskiej.
Centrum Ołomuńca. |
Ruch był niewielki, ale za to mój
plecak z butelkami młodomarcińskiego wina stawał się coraz cięższy. Nie
chciałem jednak narzekać. I wtedy od placu Republiki wyłonił się tramwaj i sunął prosto w naszą stronę. Wziąłem Ele za rękę i
zeszliśmy na chodnik. Byliśmy na Denisovej, minęliśmy „Czajownię” i po raz drugi tego dnia zobaczyłem katedrę św.
Wacława. Oblana słońcem zamykała ulicę, po której wiły się dwie srebrzyste pary
torów. Koło kościoła jezuitów przeszliśmy na drugą stronę ulicy i tak zamknęło
się koło naszej wędrówki; już raz tu byliśmy.
Sobór św. Gorazda w Ołomuńcu. |
Popołudniowe słońce rozświetliło
całe miasto, a my szliśmy tak sobie - trzymając się za ręce - przez plac Republiki, ulicę Komenskeho
w stronę cerkwi św. Gorazda do naszego parkingu za rzeką Morawą. Powoli
zbliżał się wieczór, czas najwyższy wracać do domu.
Koniec.
Bardzo tam ładnie, zwłaszcza sobór św. Gorazda :)
OdpowiedzUsuńOłomuniec zawsze kojarzył mi się chyba wyłącznie ze Svatym Kopeckiem (jeśli okaleczyłem tą nazwę, to przepraszam :)) i kolumną Trójcy, której jednak nie miałem nigdy okazji zobaczyć na własne oczy. A okazuje się, że są tam takie perełki, a Śródmieście prezentuje się po prostu urzekająco. :) Dziękuję.
OdpowiedzUsuń