Grecja

sobota, 2 maja 2015

Czechy. Ołomuniec - miasto, które polubiłem. (cz. II.)

Ołomuniec (cz.II.)
.............................................................................................................................................……..……..

Z cienia kamienic Na Hrade, weszliśmy na pusty plac Żerotinovo. Tutaj w niektórych miejscach ulica poszerza się, a górnej jej części stoi kościół św. Michała; z zewnątrz surowy, za to w środku olśniewający barokowym przepychem. Panuje w nim nadnaturalna jasność od światła słonecznych promieni spadających z  góry, od trony okien z  trzech  zdobionych przepięknych kopuł.
Na Hrade.

Kościół św. Michała. 
Gapiłem się w górę aż w końcu kark mnie rozbolał. No, ale chociaż korzyść z tego taka, że na pamiątkę zostało mi przynajmniej kilka zdjęć
Barokowa kopuła.

Żerotinovo namesti.
Przeszliśmy przez plac do samego końca, by u zbiegu z Panską skręcić w prawo, w wąską zacienioną uliczkę o nazwie Skolni. W tej części miasta wszystkie przejścia i trakty  prowadzą: albo na Horni namesti, albo na Dolni namesti. Tak to już tutaj jest.
Widok ratusza z ulicy Skolni.
 Od schodów  kościoła św. Michała teren obniżał się aż w końcu pokazała się  wieża miejskiego  ratusza i wielki opromieniony słońcem plac. - Ładnie tu – powiedziała Ela. Odnaleźliśmy więc  kolejne malownicze miejsce. To  Horni namesti - serce miasta i cel naszej dzisiejszej wycieczki. To właśnie tu ulica Skolni kończy się w bramie pod kamienicą, na wprost fontanny Juliusza Cezara. Zrobiłem kilka zdjęć i szybko włożyłem rękę do plecaka, w poszukiwaniu mojego starego przewodnika. Okazało się, że jest legenda, która przypisuje właśnie  Juliuszowi Cezarowi założenie w tym miejscu osady rzymskiej. Pomyślałem, że świetnie to sobie Czesi wymyślili, bo ile jest w tym prawdy to  tak do końca przecież nikt nie wie. No, ale jakby na to nie popatrzeć to takie związki z wielkim rzymskim wodzem muszą miasto nobilitować. Tym bardziej jest to ciekawe, bo rzeźba Cezara wyraźnie nawiązuje do posągu Konstantyna Wielkiego z watykańskiej Scala Regia.
Horni namesti - fontanna Juliusza Cezara. 
Cesarz na rączym koniu patrzy sobie  na okoliczne wzgórza, tam gdzie podobno stały jego legiony, a ja  patrzę na wprost i z podziwu wyjść nie mogę. Usiadłem pod fontanną  i gapię się na szesnastowieczne, renesansowe schody z loggią i z herbami; piękny dowód bogatej historii tego miejsca.  Ołomuniec robi na mnie coraz większe wrażenie.
Renesansowe schody. 
 Na środku stoi ratusz, wokół kolorowe kamienice, a na placu trzy fontanny i wielka kolumna Trójcy Przenajświętszej. Pachnie tu historią na kilometr. W tym miejscu stawiano zapewne przed wiekami kramy i ławy chlebowe, był pewnie także pręgierz, studnia i waga  - tętniło miejskie  życie.
Ratusz na Horni namesti
Ela wiedziała coś, czego ja nie wiedziałem i świadomie ukryła to przede mną. Wiedziała, że dzisiaj jest tu festyn młodego wina. Dla mnie to było zaskoczenie, a dla niej impreza na którą robiła sobie apetyt już od kilku dni. Dopiero teraz zauważyłem, że  pomiędzy fontanną, a ratuszem gromadzą się ludzie. To zaczynał się festyn wina Świętomarcińskiego - tak to tutaj  się nazywa. To swego rodzaju tutejsze beaujolais nouveau, taka listopadowa tradycja nie tylko w Ołomuńcu, ale  i na całych  Morawach. Wina Świętomarcińskie są młode, świeże i charakteryzują się owocowym smakiem. Czerwone podaje się tu podobno do pieczonej gęsi z czerwoną i białą kapustą, knedlikami i placuszkami ziemniaczanymi, a do białego i różowego poleca się pieczonego kurczaka z nadzieniem. Wysłuchałem z uwagą tych wszystkich mądrości,  a chwilę później mój plecak był już cięższy o dwie butelki Modrego Portugala. Ciągle przybywało ludzi, a wokół nas robiło się coraz bardziej gwarno i wesoło.
Święto młodego wina pod ratuszem. 
Budynek Ratusza tak czy siak wabi oko, jest zgrabny i przystojny: ma cztery skrzydła z wewnętrznym podwórzem pośrodku. Na południowej fasadzie łatwo jest dostrzec gotycki wykusz kaplicy świętego Jeromina. Nad wszystkim góruje wysoka na 75 metrów – wieża ratuszowa:  w połowie piętnastego wieku miała podobno zaledwie jedną trzecią obecnej wysokości, na początku wieku siedemnastego podwyższono ją i dobudowano galerię oraz pomieszczeniem dla straży, a całość została wtedy nakryta hełmem z iglicą. Taka jest – krótka –  jej historia zaczerpnięta na kolanie  z mojego starego przewodnika. Dzisiaj wieża jest dostępna, można wejść  na jej galerie i zobaczyć  panoramę miasta.
Ratuszowa wieża. 
Usiedliśmy na schodach  fontanny Herkulesa i wtedy na całym ciele poczułem ciepło jesiennego słońca; byłem zmęczony – wstępował we mnie leń.
Fontanna Ariona.
Na Horni namesti są trzy fontanny: dwie stare (Cezara i Herkulesa) oraz jedna nowa (Ariona).  Tą ostatnią mieszkańcy zafundowali sobie  w 2002 roku. Jest ciekawa, bo kryje w sobie piękną  przypowieść o na wpół mitycznym poecie greckim Arionie, którego z morskiej otchłani uratowały delfiny. Jest tu więc postać Ariona z delfinem, wielki żółw i mniejsze żółwiki, a także figurki dwójki malutkich dzieci. I chyba z myślą o dzieciach przede wszystkim powstało to cacko, bo w upalne dnie mogą kąpać się tu do woli. Urocze miejsce. Nigdy dotąd nie widziałem kąpieliska obok ratusza - no, ale tutaj wszystko jest możliwe, tym bardziej, że pół godziny później na dolnym rynku natknęliśmy się na  lodowisko. Co za kraj? Coraz bardziej lubię to miasto.
Pałac Edelmanna. 
Piękne są także kamienice na wszystkich pierzejach. Ich okazałe i  kolorowe elewacje tworzą  niepowtarzalny i pełen różnorodności obraz bogatej historii Ołomuńca. Oto kilka  przykładów: w północnej części rynku jest pochodzący z końca szesnastego wieku renesansowy Pałac Edelmanna, na przeciwko wielkiej kolumny stoi Pałac Petrasza, przemieniony z dwóch gotyckich kamienic w barokową rezydencję. Nie sposób też nie zauważyć domu Pod Złotym Jeleniem i Pałacu Salma. Gdzie się człowiek  nie odwróci wszędzie coś ciekawego . Lepiej nic nie mówić -  tylko patrzeć.

Pod Złotym Jeleniem
 Kolumna Trójcy Przenajświętszej (1754r.) to tak zwana dziękczynna figura morowa. Stawiano takie w wielu miejscach w Europie, w podzięce za ocalenie od moru, lub jak kto woli od epidemii czarnej śmierci.
Kolumna Trójcy Przenajświętszej  - na Horni namesti. 

Palace i kamienice na Dolni namesti. 
Koło domu Pod Złotym Jeleniem, skręciliśmy w prawo w Dolni namesti. Ta część miasta ma kształt trójkąta, tak jak lejek zaczyna się od wąskiego dzióbka i rozszerza aż do przeciwległej ulicy.
Pałac Haunschildów.
Zgrzeszyłem, bo pomyślałem, że jak Dolni namesti  - to musi być  jakaś druga liga, pewnie coś gorszego i że to co najlepsze to mamy już za sobą. A wcale tak nie było. Rewelacyjna jest  na przykład kamienica „Pod Czerwonym Wołkiem”, której nazwa pochodzi od rzeźby łba czerwonego woła powieszonego nad głównym wejściem - historia tego miejsca sięga siedemnastego wieku. Innym przykładem jest  ładny, renesansowy pałac z pięknym wykuszem na rogu z ulicą Lafajettową. I tak co parę kroków, to jakieś cacko.
Kościół kapucynów. 
Było wczesne popołudnie, niebo ciągle bezchmurne, a na placu robiło się coraz rojniej od ludzi. Ela kupiła waniliowe lody i przez chwilę wygrzewaliśmy się na ławeczce. Zrobiło się sielsko – anielsko i już nic mnie nie obchodziło, chyba nawet  na chwilę przysnąłem.  Potem ruszyliśmy powoli w stronę fontanny Jowisza. Ela wrzuciła grosik na szczęście i poszliśmy dalej.
Kolumna Mariacka na Dolni namesti.
Zeszliśmy po schodach na plac, od strony kościoła Zwiastowania Marii Panny z zamiarem powrotu na Horni namesti, a razem z nami - tuż przy krawężniku - szedł sobie mocno wypasiony kot. Zerkał ukradkiem w naszą stronę, tak jakby sobie nas upatrzył aż wreszcie stanął, łypnął okiem jeszcze raz,  odwrócił się  i wskoczył do najbliższej bramy. A my, niepostrzeżenie znaleźliśmy się tuż przy lodowisku, prawdziwym lodowisku do ślizgania. W listopadowym słońcu, wśród zabytkowych kamienic i pałaców, skrzy się wielka tafla lodu, na której bawią się dzieci i dorośli. Obrazek jak z bajki. Ela była zachwycona.
 Kawałeczek dalej jest kolejna fontanna: tu cztery morskie konie, wyłaniają się z wody w cztery strony świata i tryskają strumieniami, a nad nimi stoi Neptun, który ujarzmia wodne żywioły; całość z roku 1683.
Kamienice 
I tak krok za krokiem wróciliśmy na Horni namesti. Fontannę Juliusza Cezara minęliśmy w pośpiechu, a potem spacerowym  krokiem weszliśmy w ulicę Opletalovą na wprost kościoła św. Maurycego; imponującej świątyni, która wygląda z zewnątrz jak warownia z  piętnem gotycko-romańskim.
Czajownia na ulicy Denisovej.
Od św. Maurycego weszliśmy w  ulicę 8 kwietnia, a stąd już tylko żabi skok i byliśmy na Pekarskiej.
Centrum Ołomuńca.
Ruch był niewielki, ale za to mój plecak z butelkami młodomarcińskiego wina stawał się coraz cięższy. Nie chciałem jednak narzekać. I wtedy od placu Republiki wyłonił się tramwaj  i sunął  prosto w naszą stronę. Wziąłem Ele za rękę i zeszliśmy na chodnik. Byliśmy na Denisovej, minęliśmy „Czajownię” i  po raz drugi tego dnia zobaczyłem katedrę św. Wacława. Oblana słońcem zamykała ulicę, po której wiły się dwie srebrzyste pary torów. Koło kościoła jezuitów przeszliśmy na drugą stronę ulicy i tak zamknęło się koło naszej wędrówki; już raz tu byliśmy.
Sobór św. Gorazda w Ołomuńcu. 
Popołudniowe słońce rozświetliło całe miasto, a my szliśmy tak sobie - trzymając się za ręce -  przez plac Republiki, ulicę  Komenskeho  w stronę cerkwi św. Gorazda do naszego parkingu za rzeką Morawą. Powoli zbliżał się wieczór, czas najwyższy wracać do domu.





Koniec.

2 komentarze:

  1. Bardzo tam ładnie, zwłaszcza sobór św. Gorazda :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ołomuniec zawsze kojarzył mi się chyba wyłącznie ze Svatym Kopeckiem (jeśli okaleczyłem tą nazwę, to przepraszam :)) i kolumną Trójcy, której jednak nie miałem nigdy okazji zobaczyć na własne oczy. A okazuje się, że są tam takie perełki, a Śródmieście prezentuje się po prostu urzekająco. :) Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń