Grecja

piątek, 1 grudnia 2017

Chorwacja po raz szósty (cz. IV.) - Dubrownik.

          Pierwszy raz byliśmy w Dubrowniku osim lat temu, kolejny raz, rok później - no i teraz, wybieramy się znowu. Uwielbiam to miasto. Uwielbiam jego historię i to jakie jest dzisiaj, jego zabytki, architekturę i tę staromiejską atmosferę. Poznałem je na tyle, że mógłbym być tu już chyba przewodnikiem. Wiem przynajmniej gdzie, co jest i skąd się wzięło. Wiem też jak najlepiej zwiedzać to miasto - mam nawet na to swój patent. Zawsze zaczynam od widoku z pobliskich wzgórz, potem wchodzimy na mury obronne, a na końcu przenosimy się w labirynt wąskich, zacienionych uliczek i słonecznych placów starówki. I chociaż jest tu drogo, to zawsze warto - choćby na chwilkę - przysiąść na małą kawę lub lody w którejś z restauracyjek, najlepiej pod parasolami. Posiedzieć, popatrzeć i ponudzić się razem z innymi. Spróbować zrozumieć to miasto, a także poczuć jego rytm i puls. To może być miłe uczucie.
             Dla Bożeny i Andrzeja to nowość, bo jeszcze nigdy tu nie byli. Dla nas z kolei to powrót do ulubionego miejsca. Uwielbiam takie powroty. Wspomnienia, wspomnienia, wspomnienia - właśnie już nas wzięło na wspominki. Zrobiło się miło, a ja już się cieszę na tę myśl, tym bardziej, że teraz zamierzam być przewodnikiem i poprowadzić naszą grupę według mojego planu. Dzisiaj od rana jedziemy prosto w słońce, które leniwie podnosiło się z nad gór od strony Zatoki Kotorskiej. Zapowiada się kolejny, piękny dzień. Szybko minęliśmy Makarską, deltę Neretwy i o dziewiątej - bez najmniejszych przeszkód - wjechaliśmy do Bośni. Gdy godzinę później, za wioską Lozica, zza zakrętu pokazały się pylony wielkiego białego mostu wiedziałem, że jesteśmy już blisko celu.

Jadranka  - droga, z której widać całe piękno Chorwacji

Równina  Neretwy - to tutaj górska, rwąca rzeka łagodnieje, leniwi się  i tworzy rolnicze eldorado.


Jesteśmy już niedaleko półwyspu Peljeśac, sporo tu zakrętów, ale nie ma co się  denerwować – są za to ładne widoki.




Pod nami w dole, po prawej stronie pokazały się wreszcie peryferia Dubrownika. Ominęliśmy centrum jadąc ciągle drogą na Cavtat, a potem tuż za tablicą oznaczającą koniec miasta, zacząłem wypatrywać parkingu po lewej stronie drogi. Szukałem miejsca, z którego można by wejść na wzgórze. Miałem przy sobie mapę, więc wszystko poszło jak z płatka. Znaleźliśmy ławeczkę na skale i od tej pory mogliśmy rozkoszować się cudownym widokiem. Pod nami: czerwone dachy miasta i białe fortyfikacje oblane turkusowym morzem, stykającym się na horyzoncie z błękitnym niebem. Takich chwil się nie zapomina.
Z małego  parkingu, przy szosie biegnącej  na południe weszliśmy po schodach,  na  wysoką skałę i wtedy ukazał się Dubrownik.


Stąd wszystko można zobaczyć  jak na dłoni


Takich widoków szukamy miesiącami, a czasem nawet i  latami. To spełnienie marzeń każdego wędrowca - jesteśmy znowu szczęśliwi. No ale cóż  czas szybko  leci (więc tak, czy siak)  trzeba  się zbierać – jedziemy do miasta.


Przed nami potężne fortyfikacje. To brama Pile (Vrata od Pila) –  tędy wejdziemy do najstarszej części  Dubrownika.

Renesansowy kościół Zbawiciela, a obok kamienne schody. Stąd idziemy zaraz w górę  na wędrówkę po miejskich murach.




To ważne miejsce  – Wielka Studnia Onufrego, od 1438 roku źródło życia dla mieszkańców.  








Na wprost widać wieżę  Katedry  Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny – nazywanej  tu  także  Welika Gospa, a po prawej dach kościoła świętego Ignacego 



Solidne mury, forty i baszty  - system miejskich fortyfikacji.  Jesteśmy na południowej stronie – od  morza i wyspy Lokrum


Dobra rada - najlepiej wchodzić tu rano lub po południu. To co najmniej  dwugodzinny spacer  i to  na ogół przy bezchmurnym  niebie i ostrym słońcu.



Wysokość  murów w niektórych, miejscach sięga nawet 25 metrów



Mimo sporej wysokości, spacer i tak tu jest tu bezpieczny.




System obrony miasta był  doskonalony  tu przez całe wieki.







A to jest kamienna plaża - można bez trudu do niej zejść (sprawdziłem)




Widok na stary port  od strony Klasztoru Dominikanów. Można stąd  wypłynąć wprost do:  Cavtatu,  Zatoki Kotorskiej albo nawet i na greckie wyspy.



Dawna komora celna i kościół św. Mikołaja. Idziemy dalej.




Minćeta - największa  warownia od strony lądu




............... tym razem widok na miasto od północnej strony. 




Crkva  sv. Vlaho - w całej okazałości. 




Jeżeli ktokolwiek, kiedykolwiek mówiąc o Dubrowniku powie Ragusa,  to nic w tym złego - tak właśnie to miasto nazywano przez całe wieki.


.............., ostatnie spojrzenie z murów obronnych i zaraz schodzimy w dół.  




Stradun, szeroki marmurowy bulwar, wypolerowany stopami milionów turystów - najważniejsza ulica starego Dubrownika.

............., przed Pałacem Rektora - to dawna siedziba władz Republiki Dubrownickiej ( z okresu  XV w.)




Kończymy już nasze spotkanie z cudownym Dubrownikiem.







              Bałem się, że słońce na murach nas dzisiaj wykończy, ale tak się jednak nie stało. Delikatny, orzeźwiający wiatr od zachodu był naszym miłym sprzymierzeńcem. Co to za ulga! Po zejściu kamiennymi schodami na szeroki Stradun, gdzie ściany wiekowych kamienic po obu stronach falowały oddając z siebie słoneczny żar, zaczęliśmy szukać miejsca z cieniem i odrobiną chłodu. W końcu słońce zelżało, a my szczęśliwi rozsiedliśmy się przy stoliku pod wielkim parasolem. Teraz spokojnie posłuchamy jak i czym żyje miasto. Za godzinę wracamy do Baśki.



cdn.

1 komentarz:

  1. Jednak Dubrownik najpiękniej prezentuje się, gdy obserwuje się go z murów miejskich.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń