Grecja

wtorek, 1 stycznia 2019

Polskie góry. Stara Morawa (cz.II.) - idziemy na Śnieżnik.

Tej nocy jesień przemieniła się w zimę. Stanąłem rano w oknie i nie mogłem wyjść ze zdumienia. Na dachach śnieg, na polach śnieg, a drzewa i stoki były teraz pobielone. Podekscytowany obudziłem więc Elę i staliśmy tak oboje. Nikt nic nie mówił, ale chyba to samo chodziło nam po głowie.
– No to co, idziemy na ten Śnieżnik? - zapytała nieśmiało. - Damy radę, czy lepiej nie ryzykować?
– Wiesz co, najlepiej będzie jak sprawdzę to empirycznie, a dopiero potem pogadamy - odpowiedziałem.
I zanim padło kolejne pytanie wskoczyłem szybko w dresy i zbiegłem na parter, a chwilę później wyszedłem przed hotel. Orzeźwiające powietrze, wschodzące słońce zza góry i pionowy dym z komina sąsiedniego domu były znakiem na to, że to raczej będzie dobry dzień; tak mi się zdawało. Szybko więc zrobiłem zwrot i susami, po schodach, pognałem z powrotem. Gdy zadyszany wszedłem, ona zaczynała już pakowanie plecaka. – Mam rację? – zapytała zerkając przewrotnie w moją stronę. Tak masz rację, idziemy i nie ma się na co oglądać – odpowiedziałem.
…………………………………………………………………………………………………………...
Nasza trasa: hotel Morawa – stary wapiennik – Kletno – wejście na żółty szlak – Jaskinia Niedźwiedzia – szlak wzdłuż potoku Kleśnicy – Przełęcz Śnieżnicka (punkt zejścia szlaków: żółty, czerwony, zielony i niebieski) – wejście na szlak czerwony – schronisko Na Śnieżniku – Śnieżnik – w sumie 11 kilometrów. 
……………………………………………………………………………………………………………

Wczesny poranek - ruszamy na Śnieżnik

Pionowy dym z komina to dobry znak.



Stary wapiennik.

Kletno



Śniegu coraz więcej. 


To już tereny rezerwatu.



Nad strumieniem.





Niestety nie mamy rezerwacji - wejdziemy więc w drodze powrotnej. 



….. coraz bardziej zaśnieżone dukty, ale i tak idziemy dalej. 









.... za Malinowym Potokiem.




Leśne roboty. 



 … i droga jeszcze trudniejsza


 … a śnieg coraz większy.







Na rozdrożu - weszliśmy na czerwony szlak. 






Wreszcie zza zakrętu wyłoniło się schronisko.












Tu dopadło nas prawdziwe zmęczenie; dopiero gorąca herbata postawiła nas na nogi. 









Zgodnie z planem, przy zejściu, ponownie  w Jaskini Niedźwiedziej. 



... tym razem, z przewodnikiem, weszliśmy do wnętrza góry. 







Słońce znowu było z nami. 



Zbliża się wieczór, wreszcie dotarliśmy do  hotelu. 





        Na rozwidleniu szlaków, tam gdzie żółty spotyka się z czerwonym, byliśmy już zmęczeni. Dostaliśmy w kość. Strome podejście w kopnym śniegu, przez spore zaspy wymagało sił, ale i roztropności. Na szczęście chłód nie był zbyt dokuczliwy, a promienie słońca wśród świerkowych konarów dodawały otuchy i wiary, że jakoś sobie poradzimy. I tak też się stało. Gorąca herbata w schronisku była i nagrodą i lekiem dla ciała, i duszy po tym wszystkim co przeszliśmy do tej pory.
         Zejście było już inne, ale to nie znaczy, że łatwiejsze. Mróz zaczął się wzmagać, a wiatr stawał się, z każda chwilą, coraz bardziej kąśliwy i dlatego przystanek w Jaskini Niedźwiedziej był dla nas zbawieniem.
         Dzień już dobiegał końca, gdy pojawiły się wreszcie na horyzoncie pierwsze dachy domów w dolinie. Marzyłem wtedy o cieplej kąpieli. Ela nic nie mówiła, więc szliśmy tak obok siebie, miarowym krokiem, trzymając się za ręce - chwilami przez zaspy - w skrzypiącym pod stopami śniegu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz