Grecja

czwartek, 3 lipca 2014

Madera (cz.III.)

Micra - nasza przyjaciółka. Jutro musimy się rozstać, a dzisiaj:  Machico - przez Santa Cruz i Funchal do tajemniczej wioski w górach - Curral das Freiras - powrót do Funchal i wjazd kolejką linową do Monte na wzgórzach -  ponownie  Funchal i krótki spacer po nabrzeżu -  powrót  do Machico przez Santa Cruz.
...................................................................................................................................................................

Przed nami, kolejny dzień poznawania Madery. Zaliczyłem już poranny spacer nad oceanem - czuję się więc doskonale. Po śniadaniu, spakowaliśmy plecaki. Dwa słowa z Jose, na przywitanie - przed hotelem - i ruszamy w drogę. Nabrałem już pewności, w jeżdżeniu po tutejszych górach - to poprawia mi samopoczucie. Uwielbiam wyprawy w góry. Leitmotivem dzisiejszej podroży, jest zaginiona we wnętrzu wyspy wioska  - Curral das Freiras (ang. Valley of the Nuns)

Droga do zaginionej wioski.
Historia tego miejsca, wzięła swój początek w 1566 roku - w czasie pirackiej inwazji na wyspę. To wtedy przestraszone zakonnice ze zgromadzenia św. Klary w Funchal, w obawie o własne życie, postanowiły uciec i schronić się w niedostępnych górach. Ich desperacja, była całkowicie zrozumiała i uzasadniona - z rąk francuskich piratów, zginęło wówczas 250 mieszkańców Madery. Mniszki ruszyły w górę rzeki Socorridos i ukryły się w odległej, trudno dostępnej dolinie. Od tego czasu, miejsce to nosi nazwę Curral das Freiras - czyli "Schronienie Zakonnic". Tyle historia, w największym skrócie. Curral das Freiras, leży około osiemnastu kilometrów na północ od Funchal, w otoczeniu szczytów sięgających od tysiąca do tysiąca czterystu metrów. Jedziemy teraz w stronę Santa Cruz i Canico, mając za plecami słońce. W Funchal z drogi numer 101, skręciliśmy w 107 - kierując się się na północ. Upewniłem się, że jest to Estrada da Eira do Serrado - jedziemy więc dobrze. Chcemy dojechać najpierw na skalne urwisko, nad tą tajemniczą wioską, a dopiero potem zjechać w dolinę. Serpentyną wspinamy się więc coraz wyżej i wyżej - droga jest wąska, ale bezpieczna. Dopiero teraz zorientowałem się, że jesteśmy w eukaliptusowym lesie. To fantastyczne, zupełnie nie spodziewałem się tego - nigdy nie byłem w eukaliptusowym lesie. Myślałem, że te drzewa rosną jedynie w Australii i w Chinach, a tu proszę. Wysokie, często pozbawione kory, o długich zielonych liściach - wydzielają spore ilości olejku eterycznego. Przyjemnie jedzie się eukaliptusową drogą.

W eukaliptusowym lesie.
I tak dotarliśmy do rozjazdu. Na wprost, przed nami nowoczesny tunel o długości ponad dwóch kilometrów - to jest najprostsza droga, do Curral das Freiras. Tablica informacyjna pokazuje nam jednocześnie trakt, w lewo - do Eira do Serrado. To wielkie urwisko, z którego możemy zobaczyć panoramę tych okolic. Skręcamy więc w lewo i wąską drogą docieramy do dużego parkingu obok hotelu. Pogoda nam dzisiaj także  dopisuje, jest dużo słońca - widoczność doskonała.

Curral das Freiras.
Za hotelowym budynkiem tablica z napisem "Miradouro", pokazuje drogę na punkt widokowy. To nie jest daleko -  można bez wysiłku podejść w pięć minut. W głębokiej dolinie, jak na dnie wielkiego kotła, leży Curral das Freiras. Przez całe wieki - tylko z tego miejsca - z tej skały - można było zobaczyć tę wioskę. Stąd odsłaniał się widok, tylko dla nielicznych, a droga do jej wnętrza okryta była tajemnicą. Curral das Freiras odcięta była od świata, w pełnym tego słowa znaczeniu - dawała schronienie i poczucie bezpieczeństwa jej mieszkańcom. Tu obcy sobie nie radzili - gubili się, zawracali albo ginęli. Jestem zachwycony, to jeden z najpiękniejszych widoków jakie kiedykolwiek widziałem.

Wioska ukryta w niedostępnych górach.
Wygląda jak miejsce mitycznej, utopii z dala od zgiełku współczesnego świata, jak kryjówka przed cywilizacją. Nie wiem, czy James Hamilton pisząc w 1933 roku, o wyimaginowanej Shangri-La  - wiedział cokolwiek o Curral das Freiras. Spoglądam z góry na to wyjątkowe miejsce i mam skojarzenie, z jego odosobnioną doliną u stóp góry Karakal w Tybecie - tam gdzie ludzie żyli w harmonii i byli bardzo szczęśliwi.

Wnętrze Madery.
Na tablicy przymocowanej do skały - na tarasie punktu widokowego - widnieje napis, że znajdujemy się na wysokości 1053 metrów. Widać stąd nie tylko wioskę w dolinie, ale także drogę prowadząca do niej.

Górskie drogi na Maderze. 
Jeszcze kilka lat temu tylko tą trasą, można było dostać się  do zaginionej wioski - była to jedyna dostępna droga. Sama myśl, że moglibyśmy tędy pojechać, budzi we mnie emocje nie do opisania. Takiego dylematu na szczęście nie ma, bo droga jest nieprzejezdna - leżą na miej duże odłamki  skał.


Spadające kamienie.
Wróciliśmy więc  z powrotem do drogi numer 107 i  tunelem  dostaliśmy się na drugą stronę góry. Potem skręt w lewo  i zjechaliśmy  wolno w dół - wprost do wioski. Droga jest wąska ale dobrze oznakowana - po kilku minutach byliśmy w centrum. Miejsce parkingowe znalazłem bez problemu - blisko dużej restauracji.

Curral das Freiras.
Widać stąd doskonale skałę, na której byliśmy jeszcze pół godziny temu. Wąskimi uliczkami zeszliśmy do miejscowego kościoła. Do środka zwabiła nas  spokojna i kojąca muzyka organowa  - wewnątrz panował półmrok i przyjemny chłód. Po kilku minutach, wyszedłem na dwór i spojrzałem w niebo. Nic nam nie groziło - słońce było z nami. Podobno pogoda bywa tu kapryśna - no, ale chyba nie dzisiaj. Na koniec dotarliśmy  do sklepiku, nad którym  - na tarasie -  jest restauracja. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że miejscowym specjałem są tu kasztany. Są dania obiadowe z kasztanami,  zupy i ciasta, a także miejscowe alkohole  produkowane z kasztanów - taki kasztanowy kulinarny świat.

Na dnie wielkiej doliny. 
Być może nasza wizyta w  Curral das Freiras, na tym by się zakończyła gdyby nie to, że dostrzegłem drugie dno tej wioski. Niżej - pod nami, także tętniło życie. Ruszyliśmy naszą Micrą, w głąb doliny. Zaczął się zjazd, którego nie planowaliśmy - droga była teraz stroma i wąska, dużo ostrych zakrętów. W samochodzie pojawiły się pierwsze obawy i nieśmiałe  pytania - czy na pewno dobrze zrobiliśmy, jadąc w dół? Spokój był we mnie wielki i nie dałem po sobie  - w ogóle - poznać, że chwilami też wątpiłem w sens tego wyboru. Robiłem więc  do końca, dobrą minę do złej gry i wszystkim to wyszło na dobre. W sumie - to była niezła jazda.
Tu trzeba jeździć rozważnie. 
Zatrzymaliśmy się dopiero, na samym dnie doliny, tam gdzie oczarowała nas panorama gór nad naszymi głowami. Obróciłem się na pięcie, dookoła własnej osi spoglądając na wierzchołki skał i rozpalone słońce. - zakręciło mi się w głowie. To jest to miejsce, w którym już dawno chciałem być - sporo o tym kiedyś czytałem. Zrobiliśmy kilka zdjęć i odczekaliśmy chwilę, aż nam się tętno wyrówna z emocji - wracamy do Funchal.

Wracamy do Funchal. 
Wreszcie wróciliśmy na normalne drogi, w samochodzie zrobiło się wesoło - łagodnym zjazdem toczymy się w stronę stolicy wyspy. W przedniej szybie pojawiły się  zielone wzgórza, upstrzone czerwonym dachami Funchal. Tematem na pozostałą cześć dnia, będzie Monte - tak ustaliliśmy wczoraj wieczorem. Moglibyśmy dojechać na Monte samochodem, ale uznaliśmy, że ciekawiej będzie kolejką linową.

Kolejką linową na Monte. 
Miejsce do parkowania znaleźliśmy przy Rua Jose do Silva, blisko Avenida do Mar, tuż przy dolnej stacji wyciągu. Monte - to wioska położona na pobliskich wzgórzach, na wysokości nieco ponad pięćset metrów. Jeździ się tam oglądać, przede wszystkim ogrody. Wyjazd kolejką jest bardzo atrakcyjny. Wagoniki wspinają się nad miastem, na odcinku półtora kilometra przez około piętnaście minut. Wjeżdżamy do góry - w towarzystwie miłej niemieckiej pary, ludzi w średnim wieku. Kontakt złapaliśmy szybko, więc zrobiliśmy sobie wzajemnie po kilka zdjęć. Im jesteśmy wyżej, tym piękniejszy jest widok na miasto, zatokę i port. Pomysł z tą kolejka, był doskonały. Unosimy się wolno nad dachami kamienic i domów przyklejonych do wzgórz, zaglądamy na dziedzińce, podwórka i do ogrodów. Pod nami zostają mosty, estakady, drogi i ulice - wszystko wplecione w górski krajobraz, a w oddali bezkresny ocean.

Nad dachami Funchal. 
Auf Wiedersehen zakończyło naszą polsko - niemiecką znajomość, na górnej stacji. Tym razem ruszyliśmy spacerkiem do ogrodu tropikalnego Monte Palace. Ten fantastycznie zaprojektowany i urządzony ogród jest spełnieniem marzeń, pewnego portugalskiego biznesmena, który dorobił się fortuny w Afryce Południowej. Jose Berardo - bo o nim  mowa - kupił tę posiadłość w 1987 roku. Jest tu wiele gatunków roślin zarówno  z Madery i egzotycznych z tropików.

Monte - ogród tropikalny. 
Można tu spotkać, rośliny  z południowej Afryki, z Ameryki oraz Australii, ale także i  Europy. Przed rezydencją w centrum  przechadzają się pawie, a w stawach pływają kolorowe ryby. Prezentowane są kolekcje porcelany, a  mostki przez kolejne jeziorka prowadzą do nowych  uroczych zakątków.

Zakątki pięknego ogrodu. 
Nasze zwiedzanie rozpoczęliśmy, od tutejszego muzeum. Bardzo ciekawą ekspozycją są zbiory minerałów z Ameryki Północnej, z Brazylii, Peru,  RPA, Zambii, Argentyny i Portugalii. Ciekawie prezentuje się także, kolekcja rzeźb afrykańskich ( o ile mnie pamięć nie myli -  z Zimbabwe).

Chińskie akcenty w tropikalnym ogrodzie. 
Ścieżki i tarasy sprowadzały nas ciągle w dół. Przed nami odsłaniają się, co chwilę nowe gatunki roślin i ciekawe sposoby ich ekspozycji. Są tu afrykańskie hortensje, belgijskie azalie, australijskie akacje, amerykańskie sekwoje, szkockie wrzosy, storczyki z Himalajów oraz drzewa oliwne z Portugalii.

Doskonałe miejsce do wypoczynku. 
Są tu także sztucznie stworzone groty oraz orientalne pawilony. Dotarliśmy także do  ogrodów w stylu chińskim i japońskim, gdzie są stylizowane kamienne latarnie, pagody oraz posąg buddy. W innym miejscu można przejść, tunelem w górskim stoku do wodospadów i pospacerować tarasami. Napotkane po drodze pawie są piękne i jednocześnie chimeryczne - nie pozwalały nam  się fotografować. Każda próba zrobienia zdjęcia, kończyła się pokazaniem tylnej części ciała - chociaż w końcu się udało.

Strelicje - symbol Madery. 
Weszliśmy wreszcie, na ścieżkę królewskich strelicji. Wyglądają jak główki rajskich ptaków, przyozdobione w pomarańczowe grzebienie. Ten kolor jest dodatkowo podkreślony, niebieskimi płatkami. Aleja jest imponująca, bo strelicje są tu bardzo wysokie. Cały ogród robi wrażenie przemyślanej i dobrze zagospodarowanej przestrzeni na stoku góry. Po drodze trafiliśmy do niewielkiej, zacisznej kawiarenki - mała czarna dodała mi sił. Czas jednak  nagli - ruszamy więc  do wyjścia. Można by  stąd wrócić  do Funchal wiklinowymi saniami - to taka tutejsza  atrakcja, ale grupa  wesołych francuskich emerytów, stworzyła kolejkę bez końca. Nie mogliśmy sobie tym razem pozwolić, na zbyt długie czekanie. Wybraliśmy więc szklaną gondolę - jedziemy z góry w stronę starego miasta Funchal,  a przed nami po horyzont bezkres oceanu.

Madera - tu kwiaty są wszędzie. 
Madera o każdej porze roku, tonie w kwiatach. To zdjęcie nie zostało zrobione w żadnym ogrodzie, to nie są kwiaty pielęgnowane rękoma ogrodnika. Tę fotografię zrobiłem - od niechcenia - jadąc do Canico. Tak często wyglądają pobocza lokalnych dróg. Gdy wyjeżdżaliśmy z Funchal, spojrzałem w stronę Monte. Nad górami, zebrało się trochę więcej chmur niż godzinę temu. Wracamy do Machico. To było przyjemne popołudnie.

cdn.

3 komentarze:

  1. Świetnie opisane - kawał dobrego dziennikarstwa z podróży. Te kasztany wywołały u mnie uśmiech - cała Portugalia zajada się kasztanami... W 2010 w listopadzie byliśmy w Algarve i zwiedzaliśmy Lizbonę - szczególnie w Lizbonie kasztany można było kupić na każdym rogu (podobnie jak marihuanę i parasolki). Widoki Madeiry piękne - podobnie trochę jest na Teneryfie (polecam wycieczkę w głąb wyspy - takie doliny z palmami i wioski ukryte przed światem to nieoficjalna wizytówka wyspy...) Ogólnie świetny wpis, przeczytałam z przyjemnością i czekam na więcej. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze marzylam , aby zobaczyc z bliska Madere, teraz po przeczytaniu b. sympatycznych relacji napewno tam polece,mimo skromnych mozliwosci finansowych.
    Bylo warto przeczytac
    Dziekuje pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń