Grecja

czwartek, 2 lipca 2015

Nowa Zelandia - gościnnie.

Z Sebastianem znamy się od dawna. Wiem, że kawałek życia spędził w Holandii, znam też jego pasje i zainteresowania. Podoba mi się to co robi na co dzień i czym zajmuje się zawodowo. Jego sposobem na życie jest  budownictwo ekologiczne. Buduje kolorowe domy z dachami, na których rośnie zielona trawa. Fenomenalne. Coraz więcej ludzi w Polsce chce tak żyć i mieszkać. On doskonale o tym wie i własnie w tym widzi sens swojej pracy. Zawsze zazdrościłem ludziom, którzy potrafią łączyć pasję z wykonywanym zawodem. To chyba najlepszy sposób na życie. No, ale cóż  - my dzisiaj nie o tym. Dokładnie rok temu Sebastian wspólnie z Szymonem, wybrali się - na blisko trzy miesiące - do Nowej Zelandii. Od słowa do słowa i wyszło na to, że chętnie pokaże nam trochę zdjęć  - z tego bądź co bądź dalekiego, ale i pięknego kraju. No więc tym razem gościnnie na moim blogu - Sebastian i jego migawki z podróży.

Nowa Zelandia - Auckland.
Witam i dzięki za zaproszenie. Faktycznie w lutym ubiegłego roku wspólnie z Szymonem, polecieliśmy do Nowej Zelandii. Szczerze mówiąc to nie był przypadek. To było zaproszenie ze strony naszego dobrego znajomego. Colin chciał pogadać o budowaniu domów ekologicznych, a my chcieliśmy zobaczyć, jak wygląda życie na drugim końcu świata. I tak to wyszło.

Wyspa Północna.
Jak do tej pory - była to dla mnie podróż życia. Z natury jestem wędrownikiem, ale tak daleko od domu to jeszcze się nie wypuszczałem. Jak by nie było, to w linii prostej jakieś z 18000 tysięcy kilometrów. Lot był nieprzyjemnie długi i męczący. Z Wrocławia do Londynu na Stansted, potem samochodem na Gatwick i lot do Dubaju, długi skok do Sydney i wreszcie do Auckland. Kawał drogi, no ale cóż nie ma co narzekać.

W drodze do Whangarei.
Lotnisko na Wyspie Północnej znajduje się w Mangere - jakieś 21 km od centrum Auckland i o ile się nie mylę, jest największe w całej Nowej Zelandii. Humory nam się poprawiły dopiero gdy zobaczyliśmy - na hali przylotów -  Colina. Okazało się, że przed nami jeszcze kawał drogi - jakieś 150 kilometrów jazdy samochodem w stronę Whangarei. Byliśmy na Wyspie Pólnocnej, a jechaliśmy jeszcze bardziej na północ. Dopiero teraz to sobie uzmysłowiłem. Dom Colina znajduje się nieco  na uboczu -  w Waikiekie North Road.

Na nasze powitanie. 

Przed nami wielkie przestrzenie, czasami pusto aż po horyzont. Mimo zmęczenia, przyglądam się wszystkiemu z uwagą. Jest dobrze - mam wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa i coraz silniejsze przekonanie, że jest to przyjazny kraj. Myślę, że tu cywilizacja nie jest tak brutalna - jak chociażby w Ameryce czy w Europie, czuje to i widzę. Sądzę, że jest to kraj dla ludzi, którzy chcą być i są częścią tego naturalnie pięknego środowiska. Podoba mi się tu.


Powoli zbliża się koniec lata.
Dzisiaj i jutro odpoczynek, ale później ruszamy. Jest w tym trochę planu, ale i dużo improwizacji. Colin da nam na początek swój samochód, a później zobaczymy. Na Wyspę Południową planujemy osobny wypad - stopem i pieszo. Popłyniemy najpierw z Wellington do Picton, a potem wyruszymy do Nelson i dalej do Abel Tasman National Park  i Takaka nad Golden Bay.  

Poznajemy wybrzeże. 
Fascynujące jest zjawisko odpływów i przypływów. Woda odchodzi i przychodzi, odsłania i zasłania nadbrzeżne kilometry. Dla mnie magia - robota niewidzialnych sił  Księżyca i Słońca.

Inny świat. 
Tu są cztery pory roku: wiosna od września do listopada, lato od grudnia do lutego, jesień od marca do maja i zima od czerwca do sierpnia. Jest początek lutego, a więc dla nas to jest końcówka lata.

Ktoś pokazał nam tę plażę. 
Jak zwykle zaczynamy od poznawania najbliższej okolicy. Będziemy tu jeszcze przez marzec i kwiecień, czyli  taki przełom lata i trochę jesieni. Temperatury są znośne, a klimat dla mnie doskonały. To nie tylko piękny kraj, ale przede wszystkim miejsce naturalnie czyste. Czysta jest woda, ziemia i powietrze.

Czysta woda, czyste plaże.
Gdyby ktoś mnie kiedyś zapytał, jak w kilku słowach opisać Nowa Zelandię to powiedziałbym - bajeczna kraina: bezkresne łagodne, zielone wzgórza, urzekające wybrzeże, wulkany, gejzery, gorące źródła, wiecznie zielone lasy, ośnieżone szczyty, krystaliczne jeziora i rwące rzeki, ukwiecone łąki i czyste powietrze. Wymarzone miejsce na ziemi dla człowieka, który uwielbia przyrodę  i niczego nie chce w niej zepsuć.

O poranku.
W krainie mgieł.
Między niebem, a ziemią
W poszukiwaniu drogi do domu. 
Wnętrze wyspy. 
Dwa światy.
Tu mogę zostać do końca życia. 
Nie jesteśmy sami.
Idylla nad zatoką -  tu dzisiaj zostajemy.
Dostaliśmy  w kość - to był długi marsz przez lasy. 
Co piszczy w trawie?
Nad strumieniem - woda czysta jak łza. 
Lubię patrzeć na klify.
Dokąd teraz?
Cisza.
Ta drogą ruszamy jutro rano.
Miasteczka są tu  senne.
Kościół zawsze widać z daleka.
Tu wypisana jest historia.
Wszędzie można znaleźć tani hotel.
Dzisiaj morze się na nas wściekło.
Natura czasem jest hojna i łaskawa. 
Oaza jeszcze większego spokoju. 
Wodospad w Whangarei.
Łagodne wzgórza. 
Nasze ślady.
Jak najdalej od Auckland. 
... i spojrzałem w niebo.
Tu namiot można rozbić wszędzie.
Miejsca wyśnione.
Sceneria jak z baśni. 
Pożegnanie dnia.
Już nie boję się fal. 
Bezludna plaża.
Tu ocean przychodzi do ciebie.
... i  potrafi być groźny.
Idealne miejsce do wypoczynku. 
Wielka woda odchodzi i odsłania tajemnice wybrzeża.
Odkrywam nowy świat. 
Taka jest Nowa Zelandia.
........bajecznie piękna. 
Tu były kiedyś takie lasy. 
Trafiliśmy też tam, gdzie pasą się krowy. 
Na pastwisku.
Kilometry płotów. 
Idzie przypływ - czas uciekać.
Jeszcze jedno  kółko i ruszamy dalej. 
Wulkany.
A może jesteśmy na Marsie.
Ciągle żywy - Mount Ngauruhoe. 
Usadowił się między sobie podobnymi - niedaleko od jeziora Taupo.
Jest dobra trasa - więc idziemy mu się przyjrzeć. 
Przeraża i zadziwia.
Straszny i piękny. 
Nasz zmęczony plecak.
Jest gorąco i piasek osuwa się pod stopami. 
Nie wiem dlaczego, ale przez chwilę bałem się, że nigdy nie wrócę do cywilizacji.  
Idziemy dalej.
Tu znaleziono Górę Przeznaczenia do Władcy Pierścieni.
Strefa ciszy i snujących się wędrowców. 
Błękitne oko.
Wychodzimy z krainy Tangariro. 
Ostatnie spojrzenie.
Wyspa Południowa - nie zawsze świeci słońce.
Za kilka godzin przyjdzie wielka woda.
Musimy przeprawić się szybko na drugą stronę zatoki - tu obowiązuje kalendarz pływów.
Kręte drogi, góry i błękitne zatoki. 
Z Picton przez Nelson -  do Abel Tasman National Park. 
Tu kotwiczył przed wiekami okręt Abla Tasmana - odkrywcy tej wyspy.
......a tu -  my, rozbiliśmy naszą kolejną bazę. 
Góry pokryte lasami -  nad Golden Bay. 
Wyspa Północna - z  lotu ptaka. 
Czas wracać do domu.

W Nowej Zelandii byliśmy od 8 lutego do 22 kwietnia 2014 roku. Zachęcam wszystkich do odwiedzenia tego pięknego kraju. 

Sebastian


https://www.facebook.com/biohabitat.opole



4 komentarze:

  1. Przy każdym zdjęciu robiłam "och" i "ach" :) Najpiękniej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nowa Zelandia, "raj na ziemi". Dlatego jest chyba tak piękna, że można w niej odnaleźć po trochu z każdego kontynentu. :) A zdjęcia są cudowne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla nas bez wątpienia też byłaby to podróż życia . Piękne kadry, wspaniałe miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowne zdjęcia. Tak pozytywnie zazdroszczę zobaczenia tych widoków na własne oczy :)

    OdpowiedzUsuń